środa, 6 listopada 2013

VIII



18 VII

Kochany pamiętniczku!
To był jeden z najbardziej zakręconych dni, jakie miałam okazję przeżyć… Było właśnie coś koło południa, a ja sprzątałam nieco zaniedbany, przeze mnie, dom. Od pracy oderwał mnie dzwonek do drzwi. Odstawiłam na bok ściereczkę, którą wycierałam kurze i ruszyłam zobaczyć, kto tak skutecznie odrywa mnie od moich obowiązków. Trzeba było widzieć moją zdziwioną minę, gdy za drzwiami przywitało mnie kilka par skośnych oczu.
- Cześć Ayako!- Reita uśmiechnął się do mnie mile, widząc chyba moje zaskoczenie.
- Ehm… No cześć… Co tam?- Udało mi się wykrztusić.
- Jest taka głupia sprawa…- Zaczął niepewnie drapiąc się po głowie, dalej stojąc w progu.
- Słucham…
- Tak w sumie to wszystko przez Uruhę!- Wrzasnął nagle z oskarżycielskim tonem, wskazując palcem na kolegę.
- Daj Ty mi święty spokój… To moja wina, że Ruki na żartach się nie zna?- Zapytał z ironią. Biedny „krasnalek” wyskoczył dumnie do przodu i wydarł się najgłośniej jak mógł.
- Co takiego? Że niby ja się nie znam na żartach? A kto Ci imbecylu kazał ganiać za mną po całym mieszkaniu ze szczotką do kibla?!
- Co takiego?- Wtrąciłam, wyobrażając sobie Uruhę goniącego za Rukim z szczotką do kibla… Ubrudzoną…
- Może ja wyjaśnię…- Zaczął Akira patrząc z politowaniem na kłócącą się dwójkę.- Ktoś konkretnie załatwił się w toalecie… Jeśli wiesz co mam na myśli…- Dodał puszczając mi oczko. Myślałam, że padnę ze śmiechu, ale za wszelką cenę starałam się zachować powagę. Reita kontynuował.- Żaden nie chce się do tego przyznać. Uruha stwierdził, że to Ruki i kazał mu to posprzątać. Nasz mały kolega oczywiście się na to nie zgodził i wywiązała się walka. Uruha gonił za Rukim po całym mieszkaniu, wymachując tą obsraną szczotką…
- I?- Dopytywałam się z uśmiechem na ustach.- Jakie straty?
- Złamana szczotka…
- Obsrana szczotka, zapomniałeś dodać…- Wtrącił się wyszczerzony Kai.
Reita zmierzył go wzrokiem i kontynuował.- Zabrudzona większość ścian i dywanów, a o cudownym, świeżym zapachu nie wspomnę…- Dokończył a ja nie wytrzymałam. Zaczęłam się histerycznie śmiać.
- I jak ja mam Ci niby pomóc? – Zapytałam dusząc się ze śmiechu.
- Możemy posiedzieć u Ciebie, póki u mnie się nie wywietrzy?
- Pod jednym warunkiem… Żadnego ganiania z szczotą do kibla po moim mieszkaniu!- Zagroziłam palcem w stronę Uruhy i Rukiego.
- Masz to jak w banku!- Ruki zasalutował w moim kierunku, a Uruha uśmiechnął się szczerze.
- Zapraszam…- Powiedziałam i zaprosiłam chłopaków do środka.

Tak jak zaznaczyłam to wcześniej… To był dziwny dzień. Ale zdecydowanie pozytywny. Gazeciaki „pomogli” mi ugotować obiad, jeśli pomocą można nazwać plątanie się mi pod nogami i wszczynanie wojen na widelce… Faceci to jednak duże dzieci…
Zmywałam właśnie talerze po zjedzonym posiłku i wspominałam radosne chwile w towarzystwie chłopaków.
- Zdecydowałaś się już co dalej?- Usłyszałam czyjś szept, tuż przy moim uchu. Odwróciłam się nagle, zachlapując przy tym podłogę.
- Ale mnie wystraszyłeś, Ruki…- Mruknęłam, wracając do zmywania.
- Przepraszam. Chciałem byś dyskretny… Więc?- Zapytał.
- Myślałam, że już to przerabialiśmy…- Odpowiedziałam zrezygnowana.
- A ja myślałem, że masz więcej oleju w głowie i zmienisz zdanie…
- Najwyraźniej nie należę do tej szczęśliwej grupy ludzi inteligentnych…- Fuknęłam z sarkazmem.
- Ayako…- Zaczął spokojnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Ej, Yuki! Może Ci pomóc w tym zmywaniu?- Głos Akiry rozniósł się echem po kuchni, a ja jak oparzona odskoczyłam od Rukiego. Pech chciał, że nadepnęłam na zalany fragment podłogi i wywinęłam spektakularnego orła na kuchennych kafelkach. Krzyknęłam coś w gniewie i szykowałam się właśnie do bolesnego upadku. Nic takiego jednak nie odczułam. Z lekkim wahaniem otworzyłam przymknięte oczy i utonęłam w czekoladowym spojrzeniu mojego wybawcy.
- Jesteś cała?- Akira zapytał mnie z lekką paniką w głosie.
- Tak…  W porządku… Ale jak…?- Zaczęłam skołowana.- Jakim cudem tak szybko pokonałeś odległość, która nas dzieliła?
- On jest jakiś odmieńcem.- Zaśmiał się Ruki siedzący po turecku na podłodze. Co on tam robił nie mam pojęcia. Nie zapytałam go nawet o to… Będę musiała to nadrobić…- Jak zakichany Harry Potter, albo Edward Cullen.
- Ja tam lubię odmieńców…- Mruknęłam wciąż przytulona do Akiry.- Ale Reita to mi raczej przypomina ninja. Raz jest tu, a raz tam.
Akira zaśmiał się uroczo, a następnie pomógł mi wstać.
- Chodź, pomogę Ci z tym bałaganem…
Chyba jeszcze nigdy sprzątanie kuchni nie było tak przyjemne…   

23 VII

Kochany pamiętniczku!
Całą wczorajszą noc rozmyślałam nad tym, co powiedział mi Ruki. Może faktycznie powinnam powiedzieć prawdę Reicie? Przynajmniej nie musiałabym go unikać i bać się ciągle tego, że mogę mieć przez to wszystko kłopoty u Eizo. Nie mam pojęcia tylko jak rozegrać całą tą naszą rozmowę. Przecież nie mogę mu tego wyjaśnić tak wprost… Ech… Chyba po prostu do niego zadzwonię i zaproszę go na wieczór…




24 VII

Sama nie mogę uwierzyć w to, co się stało… Ja zrobiłam chyba najgorszą rzecz na świecie… Ale zacznę lepiej od początku. Tak jak zaplanowałam, zadzwoniłam do Akiry. Poprosiłam go o rozmowę. On oczywiście się zgodził, ale poprosił żebym to ja przyszła do niego, bo chłopaki wieczorem wybierali się na miasto, a jemu po prostu nie chciało ruszać się z domu.
Jego głos już wtedy wydał mi się dziwny. Myślałam jednak, że to może wina telefonu albo moje chore wymysły.
Ubrałam się, więc w jeansy, biały bezrękawnik i błękitną koszulę z krótkim rękawem, którą narzuciłam na siebie gdyby było mi zimno i ruszyłam na umówione spotkanie.
Stojąc w progu jego mieszkania, czułam, że coś się święci… Myślałam jednak, że to stres związany z rozmową, którą mam przeprowadzić.
- Usiądź, Yuki.- Powiedział prowadząc mnie w kierunku przestronnego salonu, w którym przeważały kolory przygaszonej brzoskwi i bieli.- Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję.- Zerknęłam kątem oka na stolik, przy którym usiadłam. Stały na nim trzy butelki wina. Dwie puste a ostatnia była opróżniona do połowy. Chłopaków nie było już od ponad dwóch godzin, więc, z kim tyle wypił?
- Och, daj spokój… Napij się ze mną…- Wymruczał zbliżając się chwiejnie w moim kierunku z pustym kieliszkiem w ręce.- Nie lubię pić sam.
- Właśnie widzę.- Odpowiedziałam z sarkazmem a on uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie mogłem doczekać się aż przyjdziesz.- Powiedział przysiadając się obok mnie a następnie sięgając po butelkę, aby uzupełnić mój kieliszek.
- Nie będę rozmawiać z Tobą, gdy jesteś w takim stanie.- Odburknęłam, próbując wstać. Chłopak przytrzymał mnie mocno i pociągnął w swoją stronę, wylewając kilka kropel wina na swoje spodnie.
- Przepraszam. Będę grzeczny…- Spojrzał na mnie takim dziwnym, skruszonym wzrokiem. Pomyślałam sobie: Raz kozie śmierć.
- Akira, ja chciałam porozmawiać z Tobą o mojej młodszej siostrze i tym, co właśnie rozgrywa się w moim życiu…
Dostałam drgawek na całym ciele, w gardle pojawiła się mi nagle ogromna gula, przez którą nie mogłam mówić. Reita zauważył chyba moje zdenerwowanie, bo objął mnie i podał pełny kieliszek.
- Napij się. To rozluźnia.
Jak polecił, tak też zrobiłam. Wypiłam jeden kieliszek a potem następny i następny. Tak dokładnie to nawet nie mam pojęcia ile tego pochłonęłam, ale gdy w końcu zaczęłam odczuwać zawroty głowy, wiedziałam, że muszę to przerwać.
- Akira… Słuchaj ja… Naprawdę przechodzę trudny okres w moim życiu…  Jest mi ciężko i czasem nawet nie wiem, co mam z sobą zrobić. Przez jedną niesprawiedliwość, która spotkała ukochaną mi osobę, całe moje życie posypało się w gruzy… I ja… Ja nie wiem… Nie wiem, co mam robić…- Mówiłam coraz ciszej, urywanymi zdaniami.- Moja młodsza siostra jest chora. Bardzo chora… Jeśli w ciągu najbliższych sześciu miesięcy nie przejdzie kilku bardzo kosztownych operacji, zupełnie straci wzrok. Rodzice zebrali wszystkie swoje oszczędności i wyjechali z nią do Stanów…
- To dlatego zostałaś sama…- Mruknął cicho, kiwając głową ze zrozumieniem.
- Tak. To jednak nie jest najgorsze.- Przerwałam mu, przygotowując się do powiedzenia prawdy o Eizo.- Akira, ja… Nie wiem jak to wszystko Ci wyjaśnić… Jak mam Ci powiedzieć…- Wykrztusiłam z siebie, jąkając się przy tym niesamowicie. Po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Reita przysunął się do mnie jeszcze bliżej. Czułam jak jego udo ociera się o moje własne. Serce przyspieszyło mi nagle, rozpoczynając swój zabójczy taniec.
- Spokojnie, Ayako. Wszystko się ułoży.- Powiedział odgarniając z mojej twarzy kilka niesfornych kosmyków. Lekko przetarłam oczy i spojrzałam na niego zaskoczona. Teraz wiem, że to był błąd. Jego twarz była bardzo blisko mojej. Tak blisko, że mogłam zauważyć nawet kilka piegów zdobiących jego twarz.
- Masz piegi?- Zapytałam jak skończona kretynka, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Promile krążące w mojej krwi zrobiły swoje. Całkowicie pozbawiły mnie jakichkolwiek hamulców.
-  Dodają mi uroku, prawda?- Mruknął zbliżając się do mnie jeszcze bardziej. Poczułam nagle dziwne pragnienie, ogarniające moje zmysły. Chęć rzucenia się na niego i zatopienia moich warg w jego własnych. Czyżby to było pożądanie?
- Ayako?...- Odezwał się ponownie, kilka milimetrów od mojej twarzy.
- Tak?- Zapytałam, siląc się na naturalny ton głosu.
- Czy dzisiejszego wieczoru, mogę liczyć na pozwolenie?- Zadał pytanie zerkając, co chwila na moje usta. Zrozumiałam. Chciał mnie pocałować. Ale tym razem czekał na moją zgodę. Chciałam mu zabronić. Wyrzucić go z mojego życia raz na zawsze. Chciałam mu powiedzieć całą prawdę o Kaori i Eizo, a następnie odejść i zacząć swoje życia od nowa. Z dala od pokus. Z dala od szalejącej burzy hormonów. Z dala od niego… Nie potrafiłam jednak tego zrobić. Nie wiem czemu, ale po prostu nie potrafiłam. No i zanim się powstrzymałam zrobiłam coś, co było początkiem wielkiej lawiny.
Wychyliłam się do niego i pocałowałam go namiętnie, zachłannie przyciągając do siebie. On chyba odczytał to jako zachętę, bo natychmiast wziął mnie na ręce i bez żadnych zbędnych ceregieli, zaniósł do swojej sypialni.
Co działo się dalej pamiętam jak przez mgłę. Porozrzucane ubrania, pocałunki na każdym skrawku mojego ciała, jego przyspieszony oddech i ciepło jego skóry, gdy później tulił mnie do siebie.
Otrzeźwienie przyszło dopiero rano, gdy otworzyłam oczy… Rozejrzałam się niepewnie po bladoniebieskim pokoju, pełnym jakiś muzycznych szpargałów. Głowa bolała mnie niesamowicie, jednak jedno wiedziałam na pewno. To nie była moja sypialnia. Kolejnym szokiem dla mnie było to, że nie byłam sama. Coś ciepłego trzymało mnie przyciągniętą do siebie. Z niemałą trudnością wyswobodziłam się z mocnego uścisku i delikatnie odwróciłam się do tyłu. Rozczochrana blond grzywka i spokojny wyraz twarzy śpiącego Reity. Bez tej dziwnej opasce na nosie. To było właśnie to, co zobaczyłam…
Za wszelką cenę pragnęłam wtedy tylko jednego: uciec stamtąd jak najszybciej. Zaczęłam się, więc delikatnie wyswobadzać z jego ramion, próbując go nie zbudzić. Byłam już prawie bliska zakończenia mojej misji z powodzeniem, gdy stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam. Akira, wciąż przez sen, przyciągnął mnie do siebie tak, że zanurkowałam twarzą w jego klatkę piersiową. Czułam jego ciepły oddech mącący moje rozczochrane włosy i jego dłonie, obejmujące moje plecy. Chciałam właśnie ponowić próbę ucieczki z jego ramion, gdy usłyszałam jego zaspany głos:
- Ayako…
Wystraszona wtuliłam się bardziej w jego tors. Miałam tylko nadzieję, że się nie obudził. Jego oddech wciąż był miarowy, a on sam nie poruszył się ani trochę. Wciąż spał i po prostu mówił przez sen. Odsunęłam się od niego delikatnie i powoli zaczęłam wysuwać się z jego objęć. Z lekką obawą podniosłam wzrok i spojrzałam na jego śliczną, pogrążoną w śnie, twarz. Odwróciłam spojrzenie, szykując się do opuszczenia łóżka i właśnie wtedy usłyszałam:
- Kocham Cię, Ayako…- Moje ciało zamarło. Jak każda dziewczynka marzyłam od dziecka by spotkać swojego księcia z bajki i zakochać się na zabój. Nie spodziewałam się jednak, że nastąpi to w tak nieodpowiednim momencie i w tak skomplikowanych okolicznościach. Cicho, niczym duch, ześlizgnęłam się z łóżka i zebrałam z podłogi wszystkie moje rzeczy. Ubrałam już bieliznę, spodnie i zabierałam się do wciągania na siebie koszulki…
- Już idziesz?- Usłyszałam jego zaspany głos, zza moich pleców. Teraz nie było mowy o tym żeby spał. Skończyłam się ubierać i kątem oka zerknęłam na niego. Ile bym dała, by móc zostać tam z nim. Na zawsze.
- Tak, Akira. To posunęło się stanowczo za daleko…
- Nie podobało Ci się?- Zapytał bez cienia skrępowania.
- Nie o to chodzi…- Mruknęłam zrezygnowana, ruszając do drzwi.
- Poczekaj! Porozmawiaj ze mną!- Zawołał zeskakując z łóżka i szukając w pośpiechu ubrań.- Co zrobiłem nie tak?
Nie odpowiedziałam mu, tylko po prostu wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Szybko pokonałam korytarz dzielący mnie od drzwi głównych. W międzyczasie sprawdziłam czy w kieszeniach spodni wciąż mam komórkę i klucze od domu. W pośpiechu założyłam buty, słysząc trzask, dochodzący z pokoju Reity.
- Ayako!- Krzyknął na całe mieszkanie. Szybko wyszłam na zewnątrz, nie oglądając się za siebie. Byłam już w połowie drogi do furtki, gdy Reita wypadł na podwórko. Obróciłam się tylko na chwilę, by dostrzec, że był w samych spodniach. Bez żadnej koszuli i butów na nogach.
- Ayako, o co chodzi?- Powiedział, dobiegając do mnie na bosaka.- Co się dzieje? Znowu zrobiłem coś nie tak? Uraziłem Cię czymś?
Tak bardzo byłam na siebie zła. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że mnie też na nim zależy. Jednak zdrowie mojej siostry było dla mnie w tym momencie najważniejsze. Moje szczęście się nie liczy.
- Nie, Akira. To ja popełniłam błąd. Nie powinnam była dopuścić do tego… Przykro mi.
- Chodzi o to, że wczoraj za dużo wypiłem? Przepraszam, Ayako. Ja Ci to wszystko wynagrodzę. Tylko proszę, nie odchodź…- Nie potrafiłam spojrzeć w jego oczy. Obawiałam się dostrzec w nim ból i cierpienie. Tęsknotę i żal. Wszystkie negatywne emocje, których ja byłam przyczyną.
- Akira, to koniec. Zapomnij o mnie. Zapomnij o tym wszystkim, co się stało…
- Dlaczego?- Zapytał rozżalonym głosem, próbując zwrócić na siebie moją uwagę. Nie wytrzymałam. Musiałam zrobić coś, czego będę żałować do końca życia. To było jedyne wyjście.
- Reita, ja mam chłopaka. Nazywa się Eizo. To on opłaca szpital, w którym leczona jest Kaori. Wyjechał w delegację do Europy, ma do mnie wrócić w pierwszej połowie sierpnia. Przykro mi Akira, ale ja nie zostawię go dla Ciebie…
I tak po prostu odeszłam, nie zaszczycając go nawet swoim spojrzeniem. Złamałam mu serce. Wiem to doskonale. Nic innego nie potrafiłam zrobić… Jest mi tak bardzo smutno…


28 VII

Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu go zostawiłam. Złamałam serce, niczym najgorsza szmata i odeszłam… Akira nigdy mi tego nie wybaczy. Nie mam pojęcia, co dalej zrobić z swoim życiem. 
Eizo napisał mi maila:
„Kochanie,
Wracam w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że przywitasz mnie z wielkim entuzjazmem. W końcu musisz być niesamowicie stęskniona za mężczyzną swojego życia, nieprawdaż?”
Moje życie to jedna wielka kaszana…
I co ja niby mam wskoczyć mu w ramiona z łzami w oczach? Czego on w ogóle oczekuje ode mnie?...
Kurcze… Teraz znowu sms… Jeśli to kolejna wiadomość od Eizo to chyba się zastrzelę.
„Co tam z Tobą, Ayako? Od czterech dni nie dajesz znaku życia. Martwię się o Ciebie…”.
Ruki. Czyli jest jednak ktoś, kto przejmuje się moim losem.
„Żyję, ale chyba już niedługo. Eizo wraca w przyszłym tygodniu. Oczekuje ciepłego i serdecznego powitania. A ja nawet patrzeć na niego nie potrafię…  - Odpisałam mu, chcąc wyżalić się z swoich trosk.
„Bądź silna, Ayako. Wymyślę coś by wyciągnąć Cię z tego bagna. Po prostu bądź cierpliwa i zaufaj mi…”
Nie wiem czy to do końca dobry pomysł. Eizo jest nieobliczalny. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałabym dla Rukiego to spotkanie z moim chłopakiem.
Idę spać. Nie ogarniam już tego wszystkiego…


31 VII

To już jutro. Eizo wraca jutro do kraju. Dzwonił do mnie. Mam na niego czekać na lotnisku, jego samolot ma wylądować około siedemnastej…
Czyli wychodzi na to, że już nie będę miała możliwości do swobodnej rozmowy z Rukim. W ogóle będę musiała zerwać z nim kontakt. Skoro tak, to odważę się na coś, czego w innych okolicznościach na pewno bym nie zrobiła…


***

Jest 22:35. Ostatnie chwile mojej wolności właśnie dobiegają końca. Postanowiłam ostatni raz spotkać się z Rukim. Napisałam do niego sms z prośbą, by wyszedł na dwór. Czekałam na niego przed bramą na posesję Akiry.
- Ayako, stało się coś?- Usłyszałam jego zmartwiony głos.
- Ta…- Mruknęłam.- Eizo jutro wraca. Moja wolność się kończy… Chciałabym przespacerować się spokojnie ten jeden, ostatni raz…
- Rozumiem. Chociaż nie do końca… Do czego jestem potrzebny ci ja?
- Nie chcę być sama…- Powiedziałam szeptem i spuściłam wzrok na ziemię.
- W porządku.- Usłyszałam dźwięk otwieranej furtki.- W takim razie gdzie idziemy?
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szczęśliwa.
- Może do parku?- Zaproponowałam.
- Bardzo chętnie, ale ty prowadzisz. Nie mam pojęcia gdzie to jest.
- A podobno masz tak świetną orientację w terenie, że nawet GPS-a nie potrzebujesz…- Zażartowałam.
- Zapamiętaj sobie, Ayako. Nawet najlepszy sprzęcior ma prawo do awarii…
Zaśmiałam się głośno. Ten chłopak był niesamowity. Jego pogoda ducha i poczucie humoru były nie do opisania.
Spacerowałam tak z nim chyba dwie, albo i trzy godziny.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się z przygód naszego dzieciństwa, które nawzajem sobie opowiadaliśmy.
- A ty wiesz, że jak byłem mały to mnie mój tata o mały włos w pralce nie wyprał?- Powiedział, gdy już kierowaliśmy się z powrotem do domów.
- Żartujesz! Ale jak to?
- Ja to od zawsze strasznie ciekawski byłem. Kiedyś, jak miałem może z sześć lat, zainteresowała mnie pralka. Moja mama właśnie włożyła ubrania do środka i zostawiła otwarte drzwiczki. Czegoś tam zapomniała i wyszła z pralni tego szukać. Ja w tym czasie wszedłem do tej pralki i zaplątałem się w praniu. Chwilę później do pomieszczenia wszedł tata i myśląc, że mama zapomniała nastawić pralkę, po prostu ją zamknął. Mało brakowało a załączyłby ją,  a wtedy obracałbym się w bębnie, razem z praniem.
- Jak to się skończyło?- Dopytywałam rozbawiona.
- Tata w końcu mnie zauważył, ale musiał rozkręcić praktycznie całą pralkę, żeby mnie wyciągnąć. Bo te nieszczęsne drzwiczki się zatrzasnęły i żadnymi siłami nie dało się jej otworzyć…
- Twoi rodzice musieli być wściekli…
- Tak. Dostałem szlaban na telewizor i wychodzenie na dwór, przez tydzień. Masakra. Ale teraz przynajmniej mamy, co wspominać…- Dokończył z uśmiechem.
- Nie wątpię.- Odparłam, podchodząc pod bramę swojego podwórka.
No, tak.
W końcu nadszedł czas rozstania.
- Dziękuję Ruki. Nie wiesz nawet jak wielką przysługę mi wyświadczyłeś…- Zaczęłam.
- Nie ma za co, Yuki. Chociaż tyle mogłem zrobić dla ciebie. Nadal jednak twierdzę, że powinnaś powiedzieć wszystko Reicie. On strasznie przeżywa twoje odejście.
- A który chłopak by nie cierpiał, gdyby dziewczyna potraktowała go w tak okrutny sposób, jak ja?- Zadałam pytanie, wcale nie oczekując na nie odpowiedzi. Po prostu podeszłam do niego i uściskałam serdecznie, zaciągając się jego zapachem. Możliwe, że nie zobaczę go nigdy więcej. Eizo, od jutra, nie odstąpi mnie na krok a Ruki wyjeżdża po wakacjach…
- Dziękuję…- Powiedziałam raz jeszcze na pożegnanie a następnie ruszyłam do swojego domu.
Moje serce pękało z żalu. Wiedziałam, że właśnie tracę coś naprawdę cennego. Kolejna wartościowa osoba znikała z mojego życia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz