środa, 6 listopada 2013

IX



1 VIII

Kochany pamiętniku!
Tak jak obiecałam Eizo, czekałam na niego punkt siedemnasta na lotnisku. Ubrana w zwykłe jeansy i granatową koszulkę z dekoltem w serek. Moje rozpuszczone włosy rozwiewał letni wiatr. Z lękiem i niepewnością oczekiwałam na powrót mojego chłopaka. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko potoczyło się właśnie w taki sposób. Gdyby nie choroba Kaori, prawdopodobnie, nigdy nie zgodziłabym się zostać dziewczyną Eizo.
Ludzie, mijający mnie w około, byli zapewne święcie przekonani, że czekam z wytęsknieniem na mojego ukochanego…
Problem tkwił tylko w jednym, drobnym szczególe. Nigdy nie kochałam Eizo. Kiedyś darzyłam go sympatią, owszem, ale nigdy go nie kochałam. Moje serce jest zajęte… Było, jest i będzie. Szkoda tylko, że osoba, którą tak bardzo kocham nigdy się o tym nie dowie…
- Ayako!- Usłyszałam nagle czyjś głos, wołający mnie z daleka. Znajomy głos. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. To był on. Eizo. Jego ciemne włosy rozwiane były przez lipcowy wiatr. Ubrany był w wyjściowy garnitur i eleganckie buty. W prawej ręce trzymał czarną, skórzaną teczkę a lewą ciągnął za sobą walizkę, konkretnych rozmiarów.
- Cześć Eizo…- Odpowiedziałam, uśmiechając się do niego delikatnie. Sztucznie. Miałam nadzieję, że tego jednak nie zauważył.
- Dobrze cię widzieć!- Uśmiechnął się wyraźnie z czegoś zadowolony. Podszedł i przytulił mnie do siebie. Moja głowa zanurkowała w jego klatce piersiowej.- Tęskniłaś za mną?
- Oczywiście. Nie mogłam doczekać się, kiedy wrócisz…- Kolejne kłamstwo rzucone w jego stronę.
- Cieszę się. Ja też tęskniłem za Tobą. Mam coś dla ciebie.- Powiedział odsuwając mnie od siebie i szukając czegoś po kieszeniach.
- Nie musiałeś…- Mruknęłam wymijająco. On w ogóle mnie nie słuchał. W końcu wyciągnął z kieszeni marynarki małe pozłacane pudełeczko. Serce zakołatało mi w piersi ze strachu. Chyba nie miał zamiaru się mi oświadczyć?...
- Wyciągnij dłoń.- Powiedział,  po czym chwycił mnie delikatnie za nadgarstek.- Zobaczyłem go i od razu pomyślałem o tobie.- Kontynuował. Z nadmiaru emocji zamknęłam oczy, podczas, gdy on wsuwał mi coś na palec.- Podoba ci się?
Z przerażeniem otworzyłam oczy i uniosłam dłoń do góry. Na moim palcu mienił się złoty pierścionek, z dużym zielonym oczkiem, które w kształcie przypominało serce.
- Bardzo ładny. Dziękuję…- Odpowiedziałam drżącym głosem. Czyli jednak się nie oświadczał.
Eizo wystawił w moim kierunku swój prawy policzek.  No tak, w końcu oczekiwał nagrody. Z ukrywaną niechęcią wspięłam się na palce i pocałowałam go.
- No to teraz zamawiamy taksówkę i jedziemy do mnie. Mama dzwoniła, że będzie czekać na nas z obiadem.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, a następnie ruszyłam w kierunku wyjścia z lotniska. Moja wolność właśnie uleciała wraz z oddalającym się wiatrem.

7 VIII

Cały wczorajszy dzień spędziłam z Eizo na mieście. W najdroższych knajpach i sklepach z odzieżą. Kupił mi tyle ubrań, że chyba przez następne dziesięć lat ich nie wychodzę. Dzień chylił się już ku końcowi, gdy nareszcie udało mi się namówić go na powrót do domu.
Przekroczyliśmy próg mojego mieszkania, a ja od razu ruszyłam do kuchni, zaparzyć herbatę. Wszystkie torby z zakupami zostawiłam w salonie.
- Zielona czy zwykła?- Zapytałam wyciągając szklanki z szafki.
- Obojętne. Może być zielona.- Powiedział, rozsiadając się wygodnie, na kuchennym krześle.
- W porządku.- Odpowiedziałam przygotowując herbatę. Postawiłam na stole także ciastka, bo wydawało mi się, że to tak głupio pić samą herbatę. Zanim woda się zagotowała, a ja zaparzyłam herbatę, Eizo wyjadł już większość łakoci. Czyli miałam rację… Z uczuciem triumfu postawiłam przed nim kubek z napojem. W końcu zrobiłam coś na tyle dobrze, by Eizo się nie czepiał. Usiadłam naprzeciwko niego i przez kilka minut wpatrywałam się w jego reakcję. Nic. Zero negatywnych czy pozytywnych emocji. Chłopak po prostu siedział, wpatrując się tępo w podłogę i popijał swoja herbatę. Zupełnie jakby intensywnie nad czymś myślał. 
- Podobał ci się dzisiejszy dzień?- Zapytał mnie po chwili milczenia, gdy kończył pić już swój napój.
- Było fajnie.- Mruknęłam tylko.
- Cieszę się. Tak, bowiem będzie wyglądać twoje przyszłe życie.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Uśmiechnął się do mnie chytrze.
- Pochwaliłem się już rodzicom. Są zachwyceni. Mama obiecała zająć się wszystkim…- Trajkotał jak najęty.
- Zająć się, czym?- Zapytałam skołowana.
- Naszym ślubem. Powiedziałem im, że bierzemy ślub. Specjalnie dałem ci nawet ten pierścionek i oni są przekonani, że to zaręczynowy.- Powiedział i pokazał na błyskotkę, mieniącą się na moim palcu.  
Cwana, bezduszna świnia. Podejść mnie w tak złośliwy i perfidny sposób!
- Eizo, ale ja nie jestem jeszcze gotowa na taki krok…- Jąkałam się niepewnie.
- Decyzja została już podjęta, Ayako…
Puściły mi nerwy.
- Podjęta, przez kogo?- Warknęłam wściekła.- Przez ciebie, mojego pana i władcę?
Chłopak spojrzał na mnie nienawistnym spojrzeniem. Przeszedł mnie dreszcz. Bałam się jak cholera.
- Nie możesz mi tego zrobić, Eizo… - Zaczęłam znów, tyle, że tym razem, spokojniej.- Nie możesz tak po prostu zmusić mnie do małżeństwa!
- Nawet, jeśli ceną będzie życie Twojej siostry?- Odpowiedział śmiejąc się szyderczo.
Nie wytrzymałam. Moje serce właśnie wtedy pękło. Zostać żoną mężczyzny, którego się nie kocha? Porzucić całe swoje dotychczasowe życie? To nie tak miało wyglądać… Mieliśmy tylko udawać parę. To miało być coś w rodzaju wymiany- przysługa za przysługę. Czyżbym była teraz skazana na życie u jego boku? Z dala od normalności? Z dala od wymarzonego życia? Z dala od Akiry?...
- Zrobię wszystko, byle by tylko ją uratować…- Zaczęłam spokojnie.
Na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech. Wiedział, że wygrał tą wojnę.
- Ale na pewno nie wyjdę za takiego skurwiela jak ty…- Dopowiedziałam po chwili, zbierając się na odwagę.
Twarz mężczyzny zmieniła się diametralnie. Chyba nigdy nie był wściekły tak bardzo jak wtedy.
- Jak mnie nazwałaś, ty mała, niedorobiona suko?- Wysyczał, łapiąc mnie za włosy i przyciągając do siebie.
- Au! To boli!- Wyrwało mi się, gdy próbowałam się uwolnić.
- Boli, tak? Ty chyba jeszcze nie wiesz, co to ból, pyskata ślicznotko…- Wymruczał tuż przy moim uchu. Zaraz potem odczułam pierwszy cios skierowany w moją stronę. Nie utrzymałam równowagi i zatoczyłam się do tyłu, wprost na kuchenny stół. Ból opanowujący moje plecy był nie do opisania.
- Będziesz grzeczną dziewczynką, czy mam cię nauczyć posłuszeństwa?- Usłyszałam kolejne pytanie, gdy chłopak podnosił mnie z ziemi, szarpiąc niezbyt delikatnie, za fragment koszulki.
- Będę grzeczna, ale nie wyjdę za ciebie…- Twardo trzymałam się swojego zdania. Kolejny cios, wymierzony w moją twarz, powalił mnie na ziemię. Czułam silne impulsy, przechodzące przez każdą cząstkę mojego ciała. Wiedziałam, że moje rany, nie prędko się zagoją.
- Wychodzę teraz załatwić kilka spraw, ale wpadnę do Ciebie jutro z samego rana. Dobrze ci radzę, bądź w domu, jeśli nie chcesz swojej zguby. I jeśli wciąż zależy ci na Kaori. Pamiętaj! Mnie nie da się oszukać…- Powiedział swoim złośliwym głosem, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi główne.
I co ja miałam niby zrobić?... Poddać się? Zostać żoną mężczyzny, który był mi całkiem obcy? Nawet dla Kaori… Dla mojej najdroższej siostry… Nie mogłam tego zrobić.

Wyjrzałam przez okno. Eizo nie zostawił mnie samej. Przez moim domem, po przeciwnej stronie ulicy, stał zaparkowany ciemny samochód. Chyba mercedes. Jego kierowca ewidentnie miał za zadanie obserwować, co dzieje się w moim mieszkaniu…
Tyle starań, tyle poświęceń… A teraz miałam jeszcze zostać żoną Eizo?
Nie, na coś takiego pozwolić sobie nie mogłam. Szybko pobiegłam do swojego pokoju, gasząc światła w kuchni, a następnie zapalając w łazience na górze. Chciałam by mężczyzna myślał, że się umyję i pójdę spać.
Przebrałam się w wygodniejsze ubrania, twarz owinęłam fioletową apaszką, na nos włożyłam okulary przeciwsłoneczne. Wiedziałam, że to głupi pomysł o tak późnej porze, ale mój wygląd odstraszyłby najodważniejszego z mężczyzn…
Spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy do mojej kolorowej torby, którą następnie przerzuciłam przez ramię. Zgasiłam światło w łazience i przez kilka minut zostawiłam zapalone w sypialni. Gdy stwierdziłam, że nadszedł koniec mojego teatrzyku, wyłączyłam i to w moim pokoju. Mężczyzna musiał myśleć, że poszłam spać. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Po omacku zbiegłam po schodach na sam dół, do piwnicy. Było tam takie jedno, sporej wielkości okno, którym miałam zamiar wyczołgać się na tyły domu… W pomieszczeniu było bardzo zimno i ciemno. Ostrożnie stawiałam każdy krok. Od tego manewru zależała moja ucieczka. W końcu udało się mi dostać pod wybrane okno. Podstawiłam sobie pod nogi skrzynkę na narzędzia, którą trzymał tam Junzo, a następnie wspięłam się na nią i otworzyłam okno. Najpierw wyrzuciłam na podwórko mój plecak. Zaraz potem wzięłam spory zamach i wybiłam się do góry, łapiąc dłońmi za parapet. Kilka minut siłowałam się sama z sobą, wspinając się ku wolności.
Na całe szczęście udało się mi. Otrzepałam się z kurzu i delikatnie przymknęłam okno od zewnętrznej strony. Teraz tylko musiałam dostać się do ogródka Akiry a stamtąd na następną posesję i następną. Chciałam w ten sposób uniknąć spotkania z mężczyzną z samochodu. Uciekając jak najdalej przez podwórka sąsiadów. Szybko przebiegłam w jak najdalszy kąt ogrodu i spokojnie zaczęłam pokonywać ogrodzenie. Nie powiem, żeby było to przyjemne zajęcie. Czułam się jak jakiś przestępca, uciekający przed sprawiedliwością. Udało się mi jednak pokonać przeszkodę bez większych problemów. Odczułam wtedy wielką ulgę. Byłam o krok dalej od tego faceta. Bezszelestnie ruszyłam przed siebie, chcąc szybko pokonać długość podwórka, na którym właśnie się znajdowałam…
Mijałam właśnie tylnią część domu Akiry. Skąd mogłam przypuszczać, że ktoś będzie siedział na tarasie o tej porze?...
- Jak chcesz się umówić, to wystarczyło poprosić…- Znajomy, lecz niezbyt przyjacielsko brzmiący głos rozległ się obok. Przerażona spojrzałam w tamtym kierunku. Byłam przecież tak blisko wygranej.
- Aoi?- Zapytałam, a on wstał i zszedł po mnie po schodkach tarasowych.
- Ayako?- Dopytywał się zaskoczony.- Co Ty tutaj robisz? Myślałem, że to jakaś napalona fanka…
- To długa historia…- Odparłam patrząc na dym z jego papierosa, unoszący się w powietrzu.
- To znaczy?- Chłopak nie dawał za wygraną.
- Uciekam przed Eizo…- Mruknęłam szczerze, a Aoi podszedł jeszcze bliżej.
- Po co Ci te okulary?- Zapytał rozbawiony.- Jest ciemno.
- Podobają mi się…- Skłamałam gładko. On jednak nie dal się tak łatwo nabrać. Wyciągnął rękę w moją stronę i prostu zsunął mi je z nosa.
- Mój Boże…- Wyszeptał, gdy zobaczył jak wyglądam.- On Ci to zrobił?
Bezradna pokiwałam głową.
- Trzeba to opatrzyć zanim wda się zakażenie…- Oznajmił, łapiąc mnie pod ramię i ciągnąc w kierunku domu Akiry. Szybko założyłam z powrotem okulary na nos.
- Aoi… Nie… Ja muszę uciekać…- Zaczęłam się wyrywać, ale chłopak nie dał mi uciec. Otworzył drzwi balkonowe i bez żadnych ceregieli wepchnął mnie do środka.
Przestraszona podniosłam wzrok.
Utkwione były we mnie spojrzenia wszystkich chłopaków. Chyba właśnie grali w karty, a ja im przerwałam.
- Aoi, co to ma znaczyć?...- Zaczął Reita, ale kolega przerwał mu.
- Akira, masz tu gdzieś apteczkę?
- Tak.- Odparł Suzuki.- W kuchni, obok lodówki.
- Kai, skocz i przynieś.- Odezwał się Aoi, a Kai bez słowa wykonał polecenie i już po kilkunastu sekundach był z powrotem.
- Chodź, no tutaj…- Mruknął Aoi patrząc w moją stronę. Zaskoczona nie mogłam się ruszyć. Czarnowłosy podszedł do mnie i delikatnie próbował wciągnąć na kanapę.
Ja byłam jednak tak zestresowana, że potknęłam się o dywan. Okulary zsunęły się z mojego nosa i spadły z łoskotem na podłogę. Chyba do końca życia nie zapomnę wyrazu ich twarzy. Odwróciłam się spokojnie w kierunku okna i w nim dopiero zobaczyłam swoje odbicie.
Opuchnięta i zakrwawiona warga… Podbite prawe oko, tak, że ledwo w ogóle było je widać spod opuchlizny… Rozcięta, wciąż krwawiąca brew…
- Ayako…- Ruki odezwał się przerażony, kierując się w moją stronę.- Co się stało?
Nie odpowiedziałam, tylko usiadłam na kanapie i spojrzałam wyczekująco na Aoi’ego. Chłopak wyciągnął z apteczki gazik i wodę utlenioną, a następnie zaczął przemywać rany. Mimo, iż bardzo się starałam, nie udało mi się powstrzymać syknięcia wydobywającego się z moich ust. Ruki szybkim krokiem obszedł dzielący nas stolik i usiadł na podłodze, tuż przy moich nogach.
- To on Ci to zrobił, prawda?- Zapytał cicho, wpatrując się we mnie uparcie.
- Czyli ty wiedziałeś, że coś się święci…- Mruknął Aoi, wciąż zajmując się moją twarzą.
- Ayako…- Zaczął ponownie, Ruki, ignorując kolegę.- Trzeba było powiedzieć. Przecież bym Ci pomógł…
Podniósł dłoń i położył ją na moim kolanie. Mimowolnie spojrzałam na niego. W jego oczach widziałam zmartwienie.
- Nie wierć się tak…!- Syknął Aoi, przyciągając moją twarz w swoją stronę.
- Przepraszam…- Mruknęłam. Było mi tak bardzo źle i smutno. Potrzebowałam pocieszenia i wsparcia. Czyjejś bezinteresownej uwagi. Nawet nie wiem, kiedy uniosłam lewą dłoń i położyłam ją na tą Rukiego, która wciąż znajdowała się na moim kolanie. Czułam na sobie spojrzenia reszty chłopaków, szczególnie Akiry. Nie interesowało mnie to jednak. Ruki był moim przyjacielem. Prawdziwym. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
- A teraz… ?- Zapytałam bardziej samą siebie, niż jego, jednak Ruki zrozumiał, że mówię, do niego.
- Co teraz?- Dopytał się, nie wiedząc, o co dokładnie mi chodzi.
Czułam się strasznie upokorzona i zła, że nie potrafię sama rozwiązać swojego problemu. Wiedziałam także, że bez pomocy sobie nie poradzę…
- Gotowe…- Odezwał się Aoi, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.
- Trzeba było studiować medycynę, Aoi. Nadawałbyś się…- Powiedziałam do niego, uśmiechając się nieśmiało.
- Pfff!- Tylko tyle usłyszałam w odpowiedzi, gdy już oddalał się z apteczką w stronę kuchni.
- Ayako…?- Ruki odezwał się ponownie. Zebrałam się na odwagę i spojrzałam na niego.
 - Czy teraz mogę liczyć na twoją pomoc?- Udało mi się wykrztusić nieco głośniej, tak by bez problemu mógł mnie usłyszeć.- Obawiam się, że nie mam już siły by walczyć z tym sama…
Po moich policzkach spłynęły łzy. Mimo, iż chciałam je zatrzymać za wszelką cenę, by Reita ich nie zobaczył. Nie udało się… Ruki podniósł się z ziemi i usiadł obok mnie, lekko otaczając mnie ramieniem.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tutaj się dzieje?- Głos Akiry przeszył mnie niczym nóż serce. Ruki zerknął na mnie pocieszająco, jakby czekając na moją reakcję. Głośno nabrałam powietrza w płuca a następnie zaczęłam.
- Pamiętasz ten wieczór, kiedy przyszłam porozmawiać z Tobą?...- Zaczęłam nie patrząc w jego kierunku.
- Oczywiście, że tak.- Odparł z jadem w głosie.- Następnego dnia powiedziałaś mi, że masz chłopaka, którego nie zostawisz dla kogoś takiego jak ja!
- Nie do końca tak to powiedziałam, ale niech Ci będzie…
- Co ty nie powiesz…- Mruknął opryskliwie.- Ale żeby zrobić sobie ze mnie zabawkę na jedną noc, to jakoś skrupułów ci nie brakowało…
- Reita! Zamknij ryja, bo jak wezmę a podejdę…- Ruki wstawił się za mną, warcząc sykliwym tonem w kierunku kolegi.
- To, co mi zrobisz? Przewyższam cię o głowę!- Zaśmiał się pogardliwie. Cholera, ta kłótnia była spowodowana moją głupotą.
- Ale za to ja przewyższam ciebie i jeśli zaraz się nie zamkniesz, to zaorasz gębą o ziemię.- Głos Aoi’ego rozległ się tuż obok niego. Zaskoczona spojrzałam na niego, a on mrugnął do mnie delikatnie.- Kontynuuj, Ayako…
Pokiwałam głową.
- Nie znasz całej prawdy, Akira.
Reita już otwierał usta by coś powiedzieć, ale gdy tylko zobaczył zaciśniętą pięć czarnowłosego, zamilknął.
- Moja siostra jest chora… W ciągu pół roku powinna przejść przez szereg kosztownych operacji… Inaczej straci wzrok.  Rodzice zebrali całe swoje oszczędności, aby ją ratować… To wciąż jednak za mało…- Mówiłam urywanymi zdaniami, nie patrząc na niego.- Eizo poznałam na kilka dni przed tym, jak Kaori się pogorszyło… On był… Znaczy… On jest synem najbogatszego przedsiębiorcy w Japonii. Załatwienie leczenia w najdroższym szpitalu na świecie, było dla niego błahostką. W zamian żądał tylko jednego… Mojej bezgranicznej wierności…
Usłyszałam głośny świst powietrza, wciąganego przez Akirę do płuc.
- Tak, wiem. Sprzedałam się. Ojciec Eizo zagroził mu, że jeśli nie znajdzie sobie odpowiedniej dziewczyny, nie zapisze mu swojej fortuny. To miało być coś w rodzaju paktu, wiesz, przysługa za przysługę… Nie spodziewałam się, że to zajdzie tak daleko… ale, tak. Owszem. Masz rację. Jestem bez serca. Zła. Samolubna… Nic nie poradzę na to, że życie mojej siostry jest dla mnie najważniejsze… Nie powiedziałam ci całej prawdy, bo bałam się…
- Czego?- Mruknął beznamiętnym głosem po chwili milczenia.
- Że staniesz się moim niewolnikiem, tak jak ja stałam się niewolnicą Eizo. Nie chciałam takiego życia dla osoby, która tak wiele dla mnie znaczy. Przepraszam, Reita. Teraz, gdy wiesz już wszystko masz prawo mnie nienawidzić, bo znasz prawdziwy powód.
- Czego on właściwie od ciebie chciał, że aż tak cię urządził?- Odezwał się nagle, milczący dotąd Uruha.
- Tak właściwie, to zażądał abym wyszła za niego za mąż.- Powiedziałam beznamiętnie.- Jego ojcu nie podoba się, że wciąż jest kawalerem… No a ja się zbuntowałam… Eizo tak się wściekł, że dostałam parę razy po twarzy. Plecy też mam chyba zharatane…- Mruknęłam delikatnie masując plecy lewą ręką.
- Plecy?- Kai popatrzył na mnie zdziwiony.
- Tak. No, bo jak już dostałam od niego w twarz, to straciłam równowagę i przeorałam plecami o kant stołu.
- Co za…- Mruknął Uruha, chcąc wyrazić swój gniew.
- Spokojnie. To tylko rany zewnętrzne. Życie nauczyło mnie, że przetrwają tylko najsilniejsi… To wszystko się zagoi…
- A reszta?- Usłyszałam kolejne pytanie. Tym razem Aoi’ego. 
- To znaczy?
- Może i fizycznie wszystko się zagoi, ale co z twoją psychiką? Poświęciłaś wszystko, co miałaś by ratować przyszłość siostry. Całe swoje dotychczasowe życie i to przyszłe. Podporządkowałaś się upokarzającym rozkazom Eizo, chcąc w ten sposób zadośćuczynić Kaori, za to, co ją spotkało. Cholera, Yuki! Dla niej nawet zrezygnowałaś z miłości wiążąc się z facetem, który cię maltretuje i poniża!
- Wiem, Aoi, wiem… Pomóżcie mi… Nie mam pojęcia, co mam dalej zrobić z swoim życiem…
- Na pewno nie możesz wrócić do Eizo…To po pierwsze.- Zaczął Ruki.
- Ale co z moją siostrą? Kaori w przyszłym tygodniu ma mieć kolejną operację… Gdy Eizo się dowie, że go zostawiłam…  - Powiedziałam przerażona.
- Pieniędzmi się nie martw. Zapomniałaś chyba, że ja jestem równie bogaty jak on, Ayako…- Mruknął, mrugając do mnie pokrzepiająco.
- Jak to…?- Odezwałam się zaskoczona.
- Powiedziałem żebyś się nie martwiła… Możesz traktować jej następny zabieg, jako opłacony.- Odpowiedział uśmiechnięty.
- Tak. Trzecią operacją również się nie przejmuj. Jej sfinansowanie wezmę na siebie ja.- Odparł dumnie Uruha, szczerząc się do mnie od ucha do ucha.
- No to czwartą zaklepuję sobie ja…- Mruknął Aoi, wyciągając rękę do góry. Zupełnie jak dziecko w podstawówce, zgłaszające się do odpowiedzi.
- Piątą, ja!- Kai uśmiechnął się wesoło, a po chwili dodał z wahaniem w głosie.- Bo miało być ich pięć, nie?
- Tak…- Wychrypiałam nie mogąc powstrzymać łez.- Pięć operacji, opłaty na późniejsze leki i powrót do domu…
Nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach, wielkimi strumieniami. Tyle dobroci. Tyle serca. Tyle przyjaźni i serdeczności… Jak ja się im odwdzięczę?...
- Czyli widzisz… Wszystko będzie dobrze…- Odezwał się, Ruki, delikatnie klepiąc mnie po ramieniu.
- Muszę dać znać Hanako!- Z przerażeniem zerwałam się z kanapy i opadłam na nią z powrotem.- Musi wiedzieć, że Eizo nie można ufać… Tylko… Cholera! Sklepy już pozamykane, a ja nie mam tyle na koncie…- Powiedziałam załamana. Nie mam pojęcia, w jaki sposób tak cicho udało mu się do mnie podejść… On chyba naprawdę jest ninja.
- Możesz zadzwonić z mojego…- Mruknął Akira, wyciągając swój telefon w moim kierunku.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. W jego czekoladowych oczach nie widziałam już tego chłodu, którym obdarzył mnie wcześniej.
- Naprawdę?- Upewniłam się, ciężko oddychając.
Pokiwał głową, dając mi pozwolenie. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Zaczęłam właśnie wykręcać numer do Hanako, gdy Reita wyciągnął swoją rękę i złapał nią moją dłoń.
- Ayako?...
- Tak?- Zapytałam zaskoczona, patrząc prosto w jego piękne oczy.
- Przepraszam, że taki idiota ze mnie…- Mruknął cicho, po czym pocałował mnie w dłoń, którą trzymał. Spłonęłam rumieńcem, czekając na złośliwe reakcje chłopaków. Niczego jednak się nie doczekałam. Oni naprawdę są niesamowici…
Skończyłam, więc wybierać numer do Hanako i zadzwoniłam do niej. Odebrała już po trzech sygnałach. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Pomijając oczywiście noc spędzoną z Akirą i moje pobicie.
- Ayako! Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś coś tak głupiego!- Hanako wyrzucała mi w przerażeniu swoje myśli.- Przecież nie wymagaliśmy od Ciebie tak wiele poświęceń.
- Wiem i przepraszam… Teraz już wszystko będzie dobrze…
- A co z Eizo? Przecież on może chcieć się mścić na tobie?
W tym momencie do rozmowy wtrącił Ruki. Przysunął się do mnie i pochylając nad moim uchem, powiedział do mikrofonu.
- Niech się pani nie martwi. My się tu Ayako zaopiekujemy jak własną siostrą. Niech no tylko ten idiota zbliży się do niej choćby na odległość kilometra, to mu damy taki wycisk, że go będą miesiąc w szpitalu cucić.
Po drugiej stronie zapadła grobowa cisza. Chyba Ruki przesadził. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Moje wątpliwości rozwiał jednak głos Hanako.
- Cieszę się kochana, że masz tak fantastycznych przyjaciół. Słysząc tak szczerą obietnicę mogę spać spokojnie, wiedząc, że jesteś bezpieczna…
- No przecież mówiłam, że nic mi nie będzie…- Mruknęłam zadowolona.
 - Uważaj na siebie, Ayako.
- A wy na siebie. I wyściskajcie Kaori ode mnie.
- Dobrze. Pa.
Rozłączyłam się z uczuciem niesamowitej ulgi i wdzięczności. Całe moje ciało opanowało błogie wyciszenie i spokój. Byłam szczęśliwa. Pierwszy raz od początku piekła, które rozpętało się wokół mnie. Pierwszy raz mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa tak naprawdę.
Wykończona, fizycznie jak i psychicznie, oparłam się o Rukiego. Marzyłam już tylko o ciepłym posłaniu. Ale gdzie o tej porze znaleźć jakiś hotel, w którym nie dopadnie mnie Eizo?
- Pościeliłem Ci łóżko. Chyba powinnaś porządnie wypocząć, po tym wszystkim, co cię spotkało…- Zdziwiona i nieco zaspana spojrzałam w kierunku skąd pochodził ów głos. W drzwiach do salonu stał Akira i przyglądał się mi ze współczuciem. Czy on w ogóle opuszczał to pomieszczenie? Bez dwóch zdań, Akira to ninja!- Odłożyłem też dla ciebie jedną z moich koszulek, bo nie wiem czy masz nawet, w czym spać…
Wciąż patrzyłam na niego jak jakaś niedorobiona kretynka.
- Przecież nie pozwolę ci spać na dworze…- Mruknął, przenosząc wzrok na podłogę i rumieniąc się lekko.
- Dziękuję, Akira. Wszystkim wam dziękuję…- Zaczęłam uśmiechając się szczerze.- Ruki, Aoi, Kai i Uruha… Nie mam pojęcia jak się wam odwdzięczę.
- Może w końcu nauczysz się naszych prawdziwych imion, co? Bo do Reity jakoś nie zwracasz się pseudonimem.- Odezwał się Uruha, śmiejąc się z mojej miny.
Kretynka ze mnie… Może przez ten cały czas było im przykro?...
- No wiecie… Akirę znam od dziecka… Ale macie rację! To żadne wytłumaczenie! Słucham, więc! Proszę o krótką prezentację swojej osoby…
- O! To ja chcę pierwszy zacząć swoją autoprezentację!- Uruha, jak dziecko, wyrywał się do rozmowy.
- Proszę bardzo.- Powiedziałam, patrząc na skupienie, malujące się jego na twarzy.
- Nazywam się Kouyou Takashima, urodzony szóstego czerwca. Jestem przystojnym, zabawnym, utalentowanym, inteligentnym mężczyzną, który szuka kobiety swojego życia…
- Zapomniałeś dodać, że jesteś też bardzo skromny.- Mruknął Aoi, kręcąc z politowaniem głową.
- No, co? Kobiety lecą na takich jak ja!- Oburzył się Uruha.
- Ależ tak, oczywiście. Każda poszłaby do łóżka z takim lalusiem jak ty…- Wtrącił się Ruki.
- Lepiej z lalusiem, niż z krasnalem.- Odgryzł się złośliwie.
- Dobra, koniec.- Przerwałam ich kłótnie.- Teraz ty, Ruki.
- W porządku. Nazywam się  Matsumoto Takanori, urodzony pierwszego lutego w Kanagawie.
- Urodziłeś się w lutym?- Upewniłam się zadowolona.
- Tak, a co?
- Też jestem z lutego, tyle, że z szóstego.
- No widzisz, czyli mamy kolejną rzecz, która nas łączy…
- Kolejną?- Wtrącił się Akira, nieco obrażonym tonem.
Ruki zignorował go i mówił dalej.
- Lubię popcorn i dobre filmy. Mam starszego brata, który strasznie mnie wkurza. Kiedyś marzyłem by zostać strażakiem.
-Poważnie?- Zapytałam zdziwiona.- Ja, jak byłam mała to chciałam zostać astronautą i polecieć w kosmos…
- Zobaczyć ufoludki?- Zaśmiał się Uruha, drapiąc się po nosie.
- Tak. Dokładnie, panie Kouyou Takashima. Zawsze marzyłam by poznać jakiegoś fajnego ufoludka.
- Cóż, myślę, że twoje marzenie jednak się spełniło…
Nie rozumiejąc, o co chodzi, spojrzałam na Uruhę zdziwionym wzrokiem. Chłopak puścił do mnie oczko i dokończył.
- Jeden z ufoludków siedzi obok ciebie…
Ruki w jednej chwili chwycił poduszkę, leżącą obok na sofie i cisnął nią w stronę kolegi.
Mój szczery śmiech rozniósł się po całym pokoju.
- Jesteście uroczy!- Powiedziałam w przerwach śmiechu.- To, co, Kai? Może teraz ty? Aoi’ego zostawię sobie na deser…
- W porządku… Nazywam się Tanabe Yutaka, urodzony dwudziestego ósmego października. Jestem perkusistą i liderem The Gazette, ale to chyba wiesz… W wolnych chwilach lubię gotować a moją pasją jest kolekcjonowanie zapalniczek.
- Zapalniczek?- Upewniłam się nieco zaskoczona.
- Każdy ma swoje paranoje…- Mruknął Uruha.
- Te, Takashima! Lepiej dopisz do tej swojej listy jedną, niezwykle ważną cechę…- Powiedziałam czekając na jego reakcję.
- Jaką?
- Złośliwość…
- No wiesz, Ayako! Jak możesz?
- Jak ty możesz, to ja też…- Zadowolona wypięłam mu język.- Skończyłeś, Kai?- Zwróciłam się do chłopaka, a on kiwnął głową.- Aoi, teraz ty!
- Jestem Shiroyama Yuu, urodzony dwudziestego stycznia. Mam dwójkę starszego rodzeństwa, siostrę i brata. Lubię samotność, ale nie jestem anty towarzyski. Po prostu jak każdy cenię sobie ciszę i spokój. Mówiąc KAŻDY pomijam Uruhę. On ma nieźle napierniczone pod kopułą, więc jego to nie dotyczy.
- Aoi! I ty przeciwko mnie?!- Uruha strzelił przysłowiowego focha.
- Powinno być:  „Brutusie! I ty przeciwko mnie?...”- Poprawiłam go automatycznie.
- Brutus to imię dla psa, a Aoi to Aoi…
- Tak właściwie Shiroyama… - Odezwałam się po raz kolejny.
- A jeśli mowa już o psach, to ja muszę się pochwalić, że mam!- Krzyknął Ruki, zawzięcie grzebiąc po kieszeniach.- Mam tu chyba nawet jego zdjęcie! Nazywa się Kakashi i jest niesamowity!
- Kakashi?- Upewniłam się.- Jak Hatake Kakashi z „Naruto”?
- Oglądałaś to? Jest świetne, prawda?
- Ta, doskonałe…- Powiedziałam zaśmiewając się pod nosem. No, bo kto nazwałby psa strachem na wróble?- Ale skąd ci w ogóle przyszło do głowy, żeby psa nazwać „strach na wróble”?
- Głupia sprawa…- Zaczął.- Znalazłem go jak był szczeniakiem. Strasznie długo próbowałem wymyślić mu imię, ale nie potrafiłem wpaść na nic oryginalnego. Pewnego dnia oglądałem „Naruto”, no a mój pies siedział mi na kolanach i też oglądał. Wszystko było fajnie i w ogóle spoko, dopóki nie pojawił się ten ninja, Kakashi. Mojego psa ogarnęła jakaś straszna histeria. W akcie desperacji wskoczył na biuro i posikał się mi na laptopa…
- Poważnie?- Powiedziałam, śmiejąc się wesoło.- W takim razie koniecznie muszę poznać twojego pupila, Kakashiego.
- Nie ma sprawy.-  Odpowiedział, śmiejąc się wesoło.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz