środa, 6 listopada 2013

XI



14 VIII

- O matko! Mój łeb!- Czyjś jęk dochodzący zza niedomkniętych drzwi, zbudził mnie z mocnego snu.
- Trzeba było tyle pić?- Akira odezwał się z sarkazmem w głosie.
- No wiesz, ja nie miałem tyle szczęścia, co Ty. Nie miałem przy sobie żadnej ślicznej laseczki, która dopilnowałaby mojej trzeźwości.- Dopiero wtedy poznałam głos Uruhy. Przetarłam zmęczone oczy i powoli wstałam z łóżka, podczas gdy gwar na korytarzu ucichł. Chłopaki musieli przenieść się ze swoim biadoleniem gdzie indziej. Zaścieliłam łóżko a następnie przebrałam się w jeansy i koszulkę z kolorowym nadrukiem. Wyszłam do łazienki, aby umyć twarz i uczesać włosy, a zaraz potem ruszyłam w kierunku kuchni.
- Cześć chłopaki!- Zawołałam radośnie, przekraczając próg pomieszczenia. Ruki ze zbolałą miną złapał się za głowę, Kai oparł głowę o stół i zamarł w bezruchu, Aoi przyłożył palec wskazujący do ust prosząc mnie o ciszę, a Uruha… Ech… Uruha jak to Uruha. Znalazłam go klęczącego na podłodze, z głową włożoną do otwartej lodówki.
- Jak zimno i przyjemnie…- Bełkotał coś pod nosem, wywołując tym szeroki uśmiech na mojej twarzy.   
- Widzę, że zaszaleliście na całego.- Powiedziałem ciszej, podchodząc od Akiry, który parzył popołudniową kawę.
- Ayako…- Mruknął Ruki zachrypniętym głosem.- Dlaczego mnie nie powstrzymałaś?...
- Uwierz mi, Ruki. Nie miałabym najmniejszych szans. Gdy w grę wchodzi alkohol, jesteś maszyną nie do powstrzymania…- Odpowiedziałam poważnym głosem a Akira zaśmiał się wesoło, dławiąc się przy tym swoją kawą.
- Nie dobra Ayako, nie dobra…- Mruczał Ruki masując swoje skronie.
- Akira, zrób mi tam kawy…- Wtrącił się Uruha zaglądając na nas zza drzwi lodówki.
- Jasne.- Odparł Reita, uśmiechając się przy tym chytrze.
- Ayako…?- Głos Kaia wydobywający się spod blatu, sprowadził mnie na ziemię.
- Tak?- Zapytałam, podczas gdy Akira przygotowywał napój dla Uruhy.
- Strasznie wczoraj narozrabialiśmy?
- Nawet nie.
- Co to znaczy „nawet”?- Dopytał się zaglądając na mnie, podkrążonymi oczyma.
- Zawsze mogło być gorzej.- Mruknęłam szczerze, wzruszając przy tym ramionami, a Aoi parsknął na to śmiechem.
- Szczera do bólu…- Wychrypiał mierząc mnie wzrokiem, a ja wypięłam mu język.
- Proszę, Uruha. Twoja kawa.- Odezwał się Akira podając koledze parujący kubek.
- Dziękuję Akira. Jesteś …- Zaczął, a następnie pociągnął jeden spory łyk napoju.- Jesteś najlepszym…- Chłopak skrzywił się nagle, jego oczy zrobiły się ogromne niczym dwa statki kosmiczne, a cała kawa, którą miał w ustach w spektakularny sposób (bardziej widowiskowy niż „występ ”niejednej fontanny) została wypluta na podłogę.- ONA JEST POSOLONA!- Wrzasnął rzucając kubkiem o ziemię.
- To kara za Twoje wczorajsze zaloty do Ayako!- Fuknął zadowolony Akira, po czym odwrócił się na pięcie i bez słowa wyszedł z kuchni. Pozostali mężczyźni zapomnieli na chwilę o swoim kacu i śmiali się w niebogłosy z scenki, która miała miejsce parę sekund wcześniej. Nie muszę chyba wspominać, że Ruki miał największy ubaw. Zaskoczona całą tą sytuacją, zostawiłam ich w kuchni i ruszyłam szukać Akiry.
Znalazłam go po dłuższych poszukiwaniach. Siedział na schodach prowadzących na niewielki strych.
- Skąd wiedziałaś, że tu jestem?- Mruknął patrząc na mnie zaintrygowany.
- Te schody skrzypią, a z ciebie straszny wiercipięta jest.- Wyjaśniłam, wspinając się na odpowiedni stopień i siadając tuż przed chłopakiem.- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co takiego?- Zapytał, udając głupiego.
- Dlaczego tak potraktowałeś Uruhę? Przecież był pijany. Pewnie nawet nie pamięta, co wczoraj robił.
- To nie zwalnia go z obowiązku bycia solidarnym wobec kumpla z zespołu.
- Straszny zazdrośnik z ciebie. Zaczynam się bać…- Powiedziałam żartem, chcąc rozładować napięcie. Chłopak wziął jednak moje lęki na poważnie, bo już po chwili poczułam jak obejmuje mnie ramionami a jego podbródek opiera się na mojej głowie.
- Nie chcę żebyś musiała się mnie bać. Nie chcę byś w ogóle musiała się czegokolwiek bać. Chcę jedynie chronić to, co najcenniejsze w moim życiu. Ciebie. Czy to źle?
Całkowicie zabrakło mi słów. Poczułam silny ucisk w gardle, a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy.
- Nie…- Wyszeptałam, z ledwością powstrzymując kolejny szloch.- Opieka nad kimś nie jest niczym złym, jeżeli tylko jest uzasadniona. Jestem wdzięczna za wszystko, co dla mnie robisz. Uważam jednak, że nie musisz obawiać się Uruhy. To dobry, choć nieco zakręcony, facet. Jestem pewna, że nigdy nie miał, nie ma i na pewno nie będzie mieć, złych zamiarów wobec mnie…
- Masz rację. Porozmawiam z nim i przeproszę go.- Powiedział, mocniej mnie do siebie przyciskając.- Ciebie też przepraszam.
- Nic się nie stało. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.- Zapewniłam go, wstając ze schodów.- Idź. Porozmawiaj z Uruhą. Ja zajmę się resztą naszych pijaków.- Zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie, zadowolona, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wiedziałam, że Uruha i Akira też się dogadają. Byłam tego pewna.
Miałam rację. Podczas, gdy ja pomagałam doprowadzić się chłopakom do porządku, Akira i Uruha porozmawiali sobie szczerze i wyjaśnili wszystkie nieporozumienia. Późnym wieczorem siedzieliśmy już, więc wszyscy razem i oglądaliśmy jakąś nieznaną mi komedię. Kto by pomyślał? Do nieporozumień dochodzi nawet między najlepszymi przyjaciółmi…   



19 VIII

Witaj Pamiętniczku!
W mojej głowie panuje całkowity chaos. Nie wiem, co myśleć. Nie wiem, co robić z swoim życiem… Wszystko zepsuło się tuż po mojej dzisiejszej rozmowie z Akirą… Od samego początku wiedziałam, że coś go dręczy jednak przez długi czas nie chciał powiedzieć, o co chodzi. Reszta chłopaków również była jakoś tak dziwnie niezadowolona. A wszystko zaczęło od wczorajszej rozmowy telefonicznej Kaia. Nie miałam pojęcia, z kim rozmawiał, a tym bardziej, o czym. Wiedziałam jednak, że właśnie ten telefon zepsuł nastrój chłopakom.
- Akira, powiesz mi wreszcie, co cię gryzie?- Zapytałam po raz kolejny, delikatnie gładząc przy tym jego ramię. Chłopak przez cały czas odwrócony był do mnie tyłem. Z opuszczoną głową siedział na brzegu łóżka, oddychając szybko, zupełnie jakby brakowało mu powietrza.
- Ayako, nasz producent załatwił nam specjalną trasę koncertową po Europie.- Zaczął spokojnie, nieco trzęsącym się głosem.-  Dzięki niej możemy stać się znacznie popularniejsi.- Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie z oczekiwaniem.
- Rozumiem. Przecież nie mogę zabronić ci spełniać marzeń.- Odpowiedziałam, uśmiechając się do niego pokrzepiająco.- To w końcu twoja praca, prawda?
Akira milczał przez dłuższą chwilę, intensywnie nad czymś myśląc.
- To nie jest zwykła trasa koncertowa, Yuki.- Odparł w końcu, ponownie spuszczając ze smutkiem głowę.
- Jak to?- Zapytałam, nie rozumiejąc, co chłopak ma na myśli.
- Będziemy koncertować w kilku miastach każdego Europejskiego kraju, od Białorusi czy Polski zaczynając, a na Hiszpanii kończąc.
- I co to ma wspólnego z tą naszą poważną rozmową?- Kompletnie nie wiedziałam, do czego on zmierza.
- Wyjeżdżamy w pierwszym tygodniu września. Trasa ma trwać około siedemnastu tygodni…
Dopiero wtedy dotarło do mnie…
- Siedemnaście tygodni? Trochę ponad cztery miesiące?
- Tak.
- Czyli zobaczymy się dopiero w grudniu…- Wyszeptałam zasmucona.
- Może nawet w styczniu… Ale jeśli wciąż będziesz tego chciała, to tak. Wtedy będziemy mogli się spotkać.
- Czy ty wszystko musisz pozostawiać moim decyzjom? A ty? Nie masz nic do powiedzenia? Nawet nie wiem czy chcesz mnie jeszcze zobaczyć, po twoim…- Nie zdążyłam skończyć, bo chłopak chwycił mnie w pasie i jednym ruchem przyciągnął do siebie, zatapiając swoje wargi w moich. Bez dłuższego namysłu przylgnęłam do niego całym ciałem, bawiąc się jego świeżo ułożoną fryzurą.
Chłopak oderwał swoje usta, jednak nie pozwolił mi cofnąć się do tyłu, dalej kurczowo przytulając mnie do siebie.
- Jak możesz w ogóle tak mówić? Przecież cię kocham.- Powiedział patrząc mi prosto w oczy. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się soczyste rumieńce. Chcąc je ukryć, wtuliłam się mocniej w jego klatkę piersiową.- Co ty myślisz, że mi jest łatwo się z tym wszystkim pogodzić? Że przez ten cały czas będę z dala od ciebie? Przez kilka godzin próbowałem wczoraj przekonać producenta żebym mógł zabrać cię ze sobą, ale on się nie zgodził… Nie wiesz nawet jak bardzo mi ciężko ze świadomością, że będę musiał zostawić cię samą…
- Będę na ciebie czekać, Akira.- Wyszeptałam po kilku minutach milczenia, drżącym głosem, zdziwiona własną odwagą. Zaraz po tym, poczułam delikatny pocałunek na swoim czole.
- O niczym innym nie marzę.- Powiedział spokojnie, a ja wiedziałam, że pewnego dnia na pewno będziemy razem i nikt nie zepsuje już naszego szczęścia.


20 VIII

Drogi pamiętniku!
Jest siedemnasta piętnaście. Akira wyszedł z samego rana i do tej pory nie wrócił. Trochę się martwię, bo tak właściwie to nawet nie powiedział mi gdzie idzie. Mam nadzieję, że nie ma zamiaru spotykać się z moim byłym… Ta, Eizo znowu nęka mnie swoimi przebrzydłymi sms’ami i ciągłymi telefonami…  A skoro o nim już mowa. Zadecydowałam. Składam pozew w sądzie przeciwko niemu. Akira popiera mój pomysł. Wynajął już nawet jednego z najlepszych prawników w kraju. Byłam już na pierwszej konsultacji z nim i wywarł on na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Mam nadzieję, że się uda… Co ja plotę, musi się udać…
Moje serce napawają jednak wątpliwości. Do końca wakacji zostały niecałe dwa tygodnie. Za niedługo wraca rodzina Akiry. Niby wiedzą o mojej sytuacji (Reita im wszystko wyjaśnił podczas ostatniej rozmowy telefonicznej) i w ogóle, ale i tak przerasta mnie cała ta sytuacja. Nie chcę wracać do domu, nawet, jeśli wygram sprawę z Eizo, ale wiem też, że nie mogę zostać tutaj. Może powinnam wyjechać do Stanów, do swojej rodziny? W końcu Akira i tak ruszy w kolejną trasę koncertową, więc rzadko, kiedy będziemy mogli się widywać. Może nawet znajdzie sobie nową dziewczynę? Przecież tyle ślicznych fanek kręci się koło niego… Ech, idę do chłopaków! Dość zamartwiania się!
Bywaj!

21 VIII

Stwierdzenie, że dzisiejszy dzień był dziwny, w ogóle nie oddaje tego, jak w rzeczywistości wyglądało to niezwykle zakręcone popołudnie. Zacznijmy od tego, że Akira znowu zniknął na cały dzień, a chłopaki strasznie podejrzanie się zachowywali. Każdy z nich miał nagle masę zajęć i spraw do załatwienia, a nikt nie miał czasu na rozmowę ze mną. Nawet Ruki mnie unikał. Nie powiem żeby to było miłe uczucie, ale największe zaskoczenie miało dopiero na mnie czekać…
Poza tym podjęłam decyzję odnośnie mojej przyszłości. Wyjeżdżam do Stanów, do rodziny. Nie ma sensu bym zostawała w Japonii, skoro Akira i tak wyjeżdża…
Ale wracając do mojego niewiarygodnie zaskakującego popołudnia. Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie. Cały dzień spędziłam na małym poddaszu, zagospodarowanym jako strych. Podobno Akira wychodząc rano z domu poprosił wszystkich byśmy zrobili tam porządek, pod jego nieobecność, bo obiecał to mamie. Chłopaki zgodnie i bez mojego udziału w tejże rozmowie zadecydowali, że to ja powinnam zając się porządkami, ponieważ każdy z nich ma masę innych zajęć. Gdy zapytałam Aoi’ego, dlaczego właściwie muszę robić to sama, stwierdził, że kobiety są od sprzątania i bawienia dzieci, a faceci od zarabiania pieniędzy. Niezbyt miło to zabrzmiało, ale postanowiłam nie marudzić i zrobić, o co mnie poproszono. Zbyt wiele zawdzięczam tym mężczyznom by teraz odwracać się od obowiązków i zadań, którymi mnie obarczają. Zabrałam się, więc do porządków zostawiając chłopaków samych, na kilka dobrych godzin.  Przekładając różne przedmioty i ścierając kurze, natknęłam się na duże drewniane pudło, w którym znalazłam kilka zakurzonych książek. Moją uwagę przykuł konkretnie jeden, wyjątkowy egzemplarz. Była to książka niewielkich rozmiarów o intrygującej, kolorowej okładce z mnóstwem nieprzypominających niczego ziemskiego rysunków. Sama nie wiem, czemu otworzyłam pierwszą stronę i z zainteresowaniem zaczęłam czytać…
Była to historia dziewczyny, która poznaje pewnego dziwnie zachowującego się chłopaka i po jakimś czasie zakochuje się w nim z wzajemnością. Niby zwykłe romansidło i w ogóle, ale sytuacja zaczyna się komplikować, gdy okazuje się, że chłopak jest duchem!
Byłam właśnie w kulminacyjnym punkcie powieści, gdy przerwało mi głośne pukanie do drzwi.
- Proszę.- Powiedziałam grzecznie, zastanawiając się, który z chłopaków przypomniał sobie o moim istnieniu.
- Ayako, możesz zejść na chwilę na dół?- Rozpoznałam dziwnie brzmiący głos Rukiego. Zupełnie jakby był stremowany, albo coś.
- A czy ty nie wiesz, od czego służy klamka do drzwi, pacanie?- Zaśmiałam się wesoło, zmierzając w stronę drzwi i otwierając je z rozmachem. Ku mojemu zaskoczeniu Rukiego już za nimi nie było.
- Ruki?- Zawołałam zdezorientowana, rozglądając się w około.
- Jesteśmy na dole. Chodź do nas.
- Zaraz będę!- Odpowiedziałam, powoli schodząc po stromych schodkach. Po drodze wstąpiłam do łazienki, odświeżyć się nieco, a następnie skierowałam się do salonu, skąd słyszałam szmery rozmów.
Dziwnym trafem wszystkie światła na korytarzach były zgaszone, więc wszędzie panowały egipskie ciemności. Uniosłam dłoń by włączyć jedną z lamp, gdy usłyszałam wołanie Aoi’ego.
- Ayako! Tylko nie włączaj świateł na korytarzach, bo wybije korki!
Czyli po prostu coś zepsuło się w elektryce i chłopaki chcieli żebym w czymś im tam może pomogła… Tak przynajmniej myślałam.
Zbliżając się do salonu, zauważyłam delikatny blask światła i natychmiast domyśliłam się, że to pewnie zapalone świeczki dają taki efekt. Nie myliłam się. Przekraczając próg pomieszczenia dostrzegłam kilkanaście, nie, kilkadziesiąt kolorowych świeczek rozpalonych w różnych miejscach pokoju. Było ich zdecydowanie za dużo jak na zwykłą awarię elektryczności.
- Ruki?- Zapytałam nieco zdezorientowana, gdy zauważyłam, że jestem całkiem sama. Rozglądając się wokół z bijącym ze strachu sercem, usłyszałam kilka kroków a po chwili z wieży stojącej tuż obok mnie zaczęła rozbrzmiewać jakaś kojąca i ślicznie zapowiadająca się ballada. Coraz bardziej zaintrygowana podeszłam kilka kroków przed siebie, w kierunku kuchni i odezwałam się zachrypniętym głosem:
- Chłopaki? Co się dzieje? Odezwijcie się proszę, zaczynam się bać.
- Nie ma czego, Ayako. Jesteś bezpieczna.- Usłyszałam głos Akiry, tuż zza moich pleców. Jakim cudem go nie zauważyłam? Nie mam pojęcia do tej pory. Odwróciłam się szybko i zamarłam z otwartymi szeroko ustami. Akira miał na sobie garnitur. Śliczny, bladoszary garnitur, w którym wyglądał zupełnie jak książę z bajek dla dzieci. Jego zawsze chaotycznie uczesane włosy, zaczesał delikatnie i gładko do tyłu, a najważniejsze było to, że nie miał na nosie tej swojej opaski. W ogóle nie przypominał swojego normalnego „ja”.
- Akira? Dlaczego jesteś ubrany w garnitur?- Zapytałam zaskoczona.
- Spokojnie, Ayako. Nie denerwuj się. Wiemy, że to stresujące chwile, ale jestem pewien, że wszystko pójdzie jak po maśle.- Rozpoznałam głos Rukiego, dochodzący z okolic wejścia do kuchni, znajdującego się po mojej lewej stronie. Zerknęłam w tamtym kierunku i ponownie zamarłam. On też był w garniturze! Tyle, że w czarnym i o wiele bardziej „dyskotekowym”. Nie miał takiego poważnego kroju jak ten należący do Akiry i był o wiele bardziej trendy. Byłam już całkowicie ogłupiona tym, co dzieje się wokół mnie. Spojrzałam za Rukiego i doznałam kolejnego szoku. Wszyscy byli ubrani w garnitury! Uruha w błyszczący kremowy z ciekawym wzorem na lewej nogawce, Kai w ciemnogranatowym, nieco bardziej w dawnym stylu i Aoi, którego garnitur był w kolorze ciemnej kawy z mlekiem.
- Czy ja zapomniałam o jakiejś ważnej uroczystości?- Zapytałam cicho, zwracając się z powrotem do Akiry. Stałam po środku oświetlonego świecami salonu, w towarzystwie odświętnie ubranych mężczyzn, w zwykłych zielonych jeansach i białej koszulce.
- Niezupełnie, Ayako. Ta uroczystość miała być niespodzianką. Dlatego poprosiłem chłopaków by czymś cię zajęli. Strasznie cię za to przepraszam. Nudziłaś się?- Akira przyjrzał mi się z obawą.
- Tak właściwie to nie. Znalazłam u ciebie na strychu taką ciekawą książkę…
- Jaką?- Dopytywał się mnie zaciekawiony.
- „Nie igraj z duchami”*
- Ach, tak. Moja ulubiona…- Rozmarzył się, zerkając w zamyśleniu w jedną z świec.
- Akira, czy ty, aby o czymś nie zapomniałeś?- Do naszej dziwnej rozmowy wtrącił się nieco podirytowany Ruki.
Akira otrząsł się z szoku a jego wyraz twarzy zmienił się z zamyślonej na wystraszoną. Albo przejętą. Przeżywał jakiś wewnętrzny dramat a ja nie wiedziałam, o co może chodzić. W końcu Akira podszedł do mnie powoli i zaczął:
- Ayako, pamiętam jak spotkałem cię po raz pierwszy. Byłaś taką małą słodką dziewczynką z dwoma krótkimi warkoczykami na głowie i milionem przeróżnych marzeń…
- Już myślałam, że wypomnisz mi latawiec…- Mruknęłam z sarkazmem, a Akira uśmiechnął się delikatnie i chwycił swoimi dłońmi moje własne.
- Latawiec to już inna historia, chociaż też ciepło ją wspominam… - Powiedział patrząc mi prosto w oczy. Strasznie dziwnie się czułam wiedząc, że jesteśmy pod ostrzałem spojrzeń, a nie wiedząc, dlaczego cały ten cyrk został zorganizowany…
- Nigdy nie zwracałaś uwagi na wygląd drugiego człowieka, lecz na charakter. Zawsze można było liczyć na twoją pomoc. Byłaś i jesteś szczera i otwarta dla innych ludzi. Zaszczytem dla mnie będzie móc być z tobą już na zawsze, do końca świata i o jeden dzień dłużej… Jeśli tylko zechcesz.
- Eeee… Akira? Do czego ty zmierzasz?- Zapytałam z przejęciem, czując, że serce chyba zaraz eksploduje mi z nadmiaru emocji. On natomiast puścił moje dłonie, cofnął się o jeden krok i uklęknął przede mną na jedno kolano. Już wiedziałam, co się święci. Całe moje dotychczasowe życie przeleciało mi przed oczami. Moje początki w całkiem obcym dla mnie świecie, nauka języka japońskiego a później gry na skrzypcach, narodziny Kaori i nasze wspólne dorastanie, moje sukcesy w szkole muzycznej i wydarzenia z ostatnich miesięcy. To wszystko uleciało niczym powietrze z przebitego balonika w momencie, gdy Akira wyciągnął z kieszeni spodni małe, białe pudełeczko i otwierając je przede mną, zapytał:
- Ayako Daishi, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Przyrzekam kochać cię i szanować, a przede wszystkim dbać o twoje bezpieczeństwo i sprawiać by każdy dzień twojego życia był szczęśliwszy od poprzedniego.    
Spojrzałam na pierścionek, który chciał mi podarować. Złoty krążek z ładnym, zaokrąglonym i prześlicznie mieniącym się brylancikiem. Czyli ten cały teatrzyk, to całe unikanie mnie i ciągłe znajdywanie mi jakiś głupich zajęć… Miało odwrócić moją uwagę od przygotowań Akiry? Włożył w to tyle starań i serca. Widać było, że zależało mu na tym by całość wypadła niczym jedna z tych bajkowych historii, w których to książę i królewna mieli już na zawsze żyć długo i szczęśliwie. Mimo, iż moja siostra wciąż walczy z chorobą, sprawa z Eizo nie została jeszcze rozwiązana, a Akira miał wyjechać na kilka tygodni w trasę koncertową, wiedziałam, że to właśnie z nim chcę spędzić resztę życia. Bez względu na przeciwności losu.
- Tak, Akira. Wyjdę za ciebie.- Powiedziałam cicho, czując jak łzy spływają po moich rozpalonych policzkach. Reita uśmiechnął się do mnie szeroko a następnie wsunął mi na palec pierścionek zaręczynowy (na miejsce tego, który otrzymałam od Eizo, a który od dłuższego czasu leżał samotnie w szufladzie obok łóżka w pokoju Akiry.)
- No to teraz możemy rozpocząć imprezę!- Zawołał uradowany Uruha wchodząc do pokoju z butelką szampana i kilkoma kieliszkami.
- Gratulacje kochani i wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!- Powiedział Ruki,  wznosząc toast za nasze zdrowie. Akira, który zdążył już wstać, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Na zawsze i na wieczność…- Mruknął mi do ucha, popijając szampana, podczas gdy reszta chłopaków wznosiła kolejny toast.
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy…- Odpowiedziałam mu szeptem, z uśmiechem na twarzy przyglądając się mężczyznom świętującym obok. Czułam się tak jakbym właśnie oficjalnie dołączyła do tej nieco zakręconej, lecz fantastycznej rodziny. I muszę przyznać się bez bicia, że niesamowicie mnie to cieszy…


X




7 VIII <ciąg dalszy>
                    
- Koniec tych głupot…- Mruknął Akira, podchodząc do sofy, na której siedziałam.- Ayako musi odpocząć.
- Tak, masz rację.- Wtrącił się Uruha.- Wygląda jak trup.
- Dzięki, Uruha. Potrafisz pocieszyć człowieka, nie ma, co…- Mruknęłam zrezygnowana, wstając z kanapy.
- Polecam się na przyszłość!- Zawołał zadowolony. On chyba na serio myślał, że jestem mu wdzięczna za ten niepochlebny komentarz. Co za głupol…
- Dobranoc chłopaki. Dziękuję za wszystko….- Powiedziałam szczerze a następnie, z lekkim ociąganiem, ruszyłam powoli za Akirą. Całą drogę do jego pokoju pokonaliśmy w całkowitej i nieco niezręcznej ciszy.
W końcu dotarliśmy na miejsce, a chłopak otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Te same, niebieskie ściany. Mnóstwo muzycznych szpargałów, porozkładanych gdzieś po kątach… Wszystko przypominało mi tą jedną, konkretną noc…
- Tutaj masz moją koszulkę, żebyś miała w czym spać.- Powiedział, podchodząc do mnie i podając mi swoją granatową koszulkę.
- Dziękuję.- Odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Chłopak uśmiechnął się do mnie nieśmiało.
- Naszykowałem ci też kilka czystych ręczników. Możesz iść się wykąpać, jeśli chcesz.
- Bardzo chętnie. Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Jakbyś jeszcze czegoś potrzebowała to jestem w salonie, z chłopakami.
- Dobrze.- Odpowiedziałam, lekko kiwając głową. Akira odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia. Już po chwili zniknął na korytarzu. Nieśmiałym krokiem wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki.
Pomieszczenie, choć niewielkich rozmiarów, było bardzo przytulne. Kremowe kafelki rozjaśniały łazienkę tak, że wydawała się być większa niż w rzeczywistości. W rogu stała duża, biała wanna, a zaraz obok niej umywalka i zawieszona tuż nad nią półka z ładnym lustrem. Odłożyłam na bok ręczniki i koszulkę Akiry, a następnie odkręciłam kurek i napełniłam wannę ciepłą wodą. Odprężająca kąpiel to było zdecydowanie to. Właśnie takiej chwili relaksu potrzebowałam. Totalnego wyciszenia. Ech… Poczułam się nagle niesamowicie senna, zupełnie jakbym znajdowała się w najmiększym łóżku na świecie a wszystkie moje problemy i błędy uleciały gdzieś z wiatrem. Czułam jak moje ciało delikatnie osuwa się niżej i niżej, ale nie miałam siły by temu zapobiec.
- Ayako? Wszystko z tobą w porządku?- Męski głos wyrwał mnie z letargu. Wystrzeliłam do pozycji pionowej, niczym sprężyna ze starego materaca.
- Yuki?- Głos odezwał się ponownie.
- Nic mi nie jest. Zamyśliłam się.- Odpowiedziałam szybko, wciąż zastanawiając się, kto jest po drugiej stronie. Wiedziałam już wtedy, że to na pewno nie Akira, ani Ruki.
- Słyszałem jak wchodzisz do łazienki, ale od dłuższego czasu nie miałem żadnego znaku, że z niej wyszłaś. Myślałem, że coś się stało…- Strasznie głupio się czułam nie wiedząc, z kim w ogóle rozmawiam.
- Jasne, rozumiem. Długo tu siedzę?
- Z moich wyliczeń wynika, że już prawie godzinę…
Wtedy myślałam, że żartował, ale jak później sprawdziłam zegarek to okazało się, że chłopak miał rację.
- Godzinę? No to nieźle poszalałam…- Powiedziałam, wychodząc z wanny i owijając się ręcznikiem.
- Każdemu należy się czasem chwila zapomnienia…- Mruknął przeciągle głos zza drzwi.
- Szczególnie takiej ofierze losu jak ja.- Powiedziałam żartem ubierając się w „piżamę”.
- Ja tak nie powiedziałem!- Głos zaprzeczył szybko, siląc się na spokojny ton.
- Przecież wiem. Żartowałam, głuptasie.- Odpowiedziałam sprzątając za sobą łazienkę.
- To twój mózg w ogóle jeszcze funkcjonuje, że ci się takich żartów zachciewa?
- Najwyraźniej tak…- Odpowiedziałam otwierając drzwi. Zaraz obok nich, oparty o ścianę, stał Kai. Wyszczerzony od ucha do ucha.
- A więc to ty…- Powiedziałam, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Nie wiedziałaś?- Zapytał zdziwiony.
-  Wiesz, może i mój mózg prawidłowo funkcjonuje wymyślając głupawe żarty, ale na tym kończą się jego umiejętności. Przynajmniej na dzisiaj.
- Spoko, rozumiem doskonale. Mam tak samo jak trochę za dużo wypiję…
Uśmiechnęłam się do niego szczerze. Kurde, czy którykolwiek z nich ma jakieś wady?!
- Wybacz, Kai… Chyba pójdę spać…- Mruknęłam, tłumiąc ziewnięcie.
- Jasne. Śpij dobrze.- Odpowiedział odwracając się do mnie tyłem i ruszając do salonu.
- I wzajemnie chłopaki…- Mruknęłam skonana. Nie mam pojęcia, jakim cudem znalazłam się w łóżku, ale to nie było dla mnie już ważne. Liczyła się tylko miękka poduszka i zamykające się delikatnie oczy…


10 VIII

Kochany pamiętniku!
Obudziłam się wyspana i wypoczęta. Zegar wskazywał ósmą trzydzieści. Przetarłam zaspane oczy i powoli wstałam z łóżka. Przebrałam się w świeże ubrania, które wzięłam z sobą z domu i zabrałam się za ścielenie łóżka. Z dołu dochodziły do mnie wesołe rozmowy i zapach świeżo parzonej kawy. Bardzo cicho wyszłam z pokoju do łazienki, chcąc zrobić poranną toaletę. W lustrze dostrzegłam, ze moja twarz wygląda już znacznie lepiej. Opuchlizna zniknęła a krwawiące rany zasklepiły się.
Następnie nieśmiałym krokiem udałam się do kuchni.
- Te, Uruha, długo mamy czekać na te tosty?- Głos Aoi’ego rozległ się wyraźnie z pomieszczenia, do którego zmierzałam.
- Zaraz będą… Jeszcze tylko…
I w tym momencie rozległ się ogromny huk. Buum! I po chwili z kuchni zaczął się unosić nieprzyjemny, czarny dym.
- Chłopaki?!- Krzyknęłam przerażona biegnąc do pomieszczenia.
- W porządku, Yuki. Wszyscy cali i zdrowi.- W drzwiach pojawił się Aoi, a zaraz za nim Kai.
- A Uruha?- Zapytałam próbując dostrzec coś w dymie roznoszącym się za nimi.
- Ucierpiała tylko jego nienaganna fryzura…- Kai z trudem wstrzymał śmiech, gdy z gęstego smogu wyłoniła się sylwetka „przystojniaka”.
Cała twarz i jego nowa, biała koszula umorusane były jakąś ciemną mazią, a jego włosy wołały o pomstę do nieba. Brudne i rozczochrane, część z nich sterczała zabawnie do góry, zupełnie jak jakieś druty wystające z ziemi.
- Uruha…- Mruknęłam tylko, próbując się nie śmiać.- Co to wszystko ma znaczyć?
- Próbowałem się nauczyć gotować…- Powiedział z zasmuconą minką.
- A ja byłam przekonana, że usiłujesz wysadzić nas wszystkich w powietrze…- Palnęłam bez zastanowienia. Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem. Myślałam, że się obrażą albo mnie zwyzywają od nieczułych bab, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego, wszyscy trzej, zaczęli się śmiać w tym samym czasie.
- Żałuj, że nie widziałaś skupienia Uruhy przy tym tosterze. Mówię ci, nieziemski widok…- Mówił Kai, śmiejąc się przy tym wesoło.
- Najlepsze było jak mu powiedziałem, że tosty będą fantastycznie smakować, jak wleje do tostera trochę masła czekoladowego…- Wtrącił Aoi.
Czyli to czekoladą był umorusany Uruha…
- Ale nikt z was nie ucierpiał, prawda?- Zapytałam zmartwiona, po kilku minutach niezłego ubawu.
- Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- A gdzie Akira i Takanori?- Zapytałam, uświadamiając sobie w końcu ich nieobecność.
- Wyjaśnimy ci wszystko za chwilę.- Zaczął Aoi.- Ale najpierw ogarnijmy nieco kuchnię i zróbmy coś sensownego do zjedzenia.
- Dobrze.- Zgodziłam się, biorąc się do roboty. Po kilkunastu minutach żmudnego sprzątania (ja i Uruha zajęliśmy się sprzątaniem kuchni i czyszczeniem tostera, a raczej tego, co z niego zostało), mogliśmy usiąść do śniadania, które na szczęście przygotował Kai. Swoją drogą on naprawdę świetnie gotuje. Mogłabym poważnie zastanowić się nad wyborem jego osoby na swojego męża :P
- Więc?- Zaczęłam, gdy siedzieliśmy w salonie popijając poranną kawę.- Powiecie mi gdzie reszta chłopaków?
- Polecieli załatwiać formalności związane z operacjami Kaori.- Odparł spokojnie Aoi.
- Jak to polecieli? Gdzie? 
- Jak to gdzie, głuptasie…- Zaczął Kai, śmiejąc się wesoło.- Do USA. Przecież tam jest twoja siostra, prawda?
- Ale jak to? To, kiedy oni polecieli?
- Przedwczoraj po południu.
- Co takiego?- Zapytałam zaskoczona.- Uruha, co ty bredzisz, przecież przedwczoraj po południu jeszcze mnie tutaj nie było…
- Byłaś, byłaś…- Mruknął Aoi.- Ale spałaś tak mocno, że żaden z nich nie miał serca cię budzić.
Popatrzyłam na nich jak na debili. Kompletnie nie wiedziałam, o czym oni bredzą. Dopiero Kai mnie oświecił.
- Ayako, ty spałaś trzy dni non stop.  
- Eeee… Co takiego?- Spytałam zszokowana. Przespałam trzy dni i nawet tego nie odczułam?
- Zasnęłaś we wtorek wieczorem a obudziłaś się w piątek rano. Trzy dni.- Uruha wyliczał, popijając w międzyczasie swoją kawę.
- Ale… Ja… Nie rozumiem. W ogóle nie czuję się jakbym spała tyle czasu!- Powiedziałam łapiąc się za głowę.
- Nie przejmuj się, Ayako. Przecież musiałaś odpocząć.- Odparł Kai, patrząc na mnie ze współczuciem.- Zdecydowanie lepiej wyglądasz po takiej drzemce!
- No dobrze, ale… Eizo… On na pewno będzie mnie szukał…
Telefon zostawiłam w pokoju Reity. Wyciszony.
- Czekajcie! Muszę coś sprawdzić!- Rzuciłam, biegnąc do sypialni Akiry. Komórka leżała obok łóżka, na szafce nocnej. To, co na niej ujrzałam, całkowicie wykraczało poza jakiekolwiek normy.
Sto pięćdziesiąt osiem nieodebranych połączeń i dziewięćdziesiąt cztery wiadomości. Kilka minut zajęło mi przejrzenie ich. Wszystkie sprowadzały się do jednego ważnego pytania: „Gdzie jesteś, Ayako?”. Nie muszę chyba pisać, że to Eizo mnie szukał… Wróciłam do salonu, ze zwieszoną głową i powiedziałam o wszystkim chłopakom.
- O nic się nie martw, Yuki. Obronimy cię.- Uruha próbował mnie pocieszyć, uśmiechając się delikatnie.
- Dziękuję chłopaki. To miłe z waszej strony. Będę waszą dłużniczką do końca życia…
W tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu… Aoi szybkim ruchem odebrał połączenie.
- Halo? <chwila ciszy> Cześć stary! Co tam u was słychać? <znowu cisza> A to fajnie. Dobrze, że już wszystko załatwione… <ponowna cisza> Mówi, że czuje się dobrze. Nawet zdecydowanie lepiej wygląda. Ale ten debil Eizo nie daje jej spokoju. Dzwonił do niej chyba z dwieście razy! <głos w słuchawce zdenerwował się, bo nawet ja mogłam usłyszeć kilka niepochlebnych słów na temat mojego byłego>. Zresztą możesz z nią pogadać, jak chcesz. Jest obok mnie.- Chłopak uśmiechnął się w moim kierunku i wyciągnął do mnie rękę z telefonem.- Do ciebie mała. To Reita.
 - Słucham.- Powiedziałam, nieco spiętym głosem.
- Cześć piękna. Jak się czujesz?- Jego głos zawsze sprawiał, że zapominałam języka w gębie.
- Całkiem dobrze. Dziękuję. A wy jak się trzymacie? Jak podróż? Dlaczego nikt mnie nie powiadomił, że macie zamiar jechać do Kaori? A właśnie! Co z nią?!- Wypytywałam go przez kilka dobrych minut.
- Spokojnie, Yuki. Bo za chwilę zapomnę, o co pytałaś…- Uspokoił mnie, śmiejąc się przy tym uroczo.- U nas wszystko w porządku. Podróż minęła bez żadnych komplikacji. Nie budziłem cię, bo chciałem żebyś odpoczęła. A u Kaori wszystko dobrze. Kazała cię pozdrowić. Strasznie zaprzyjaźniła się z Rukim.- Dodał na sam koniec.
- Żartujesz? Z Rukim?- Upewniłam się z niedowierzaniem.
- Tak. Czemu cię to dziwi?
- No, bo jeszcze niedawno twierdziła, że to ty jesteś jej idolem… 
- Kurcze, czyli Ruki odebrał mi fankę. Uduszę go przy najbliższej okazji…- Mruknął z udawaną złością.
- Jestem pewna, że Kaori znajdzie czas dla was obu…- Zaśmiałam się, wyobrażając sobie, jak moja siostra musi się cieszyć z wizyty jej ulubieńców.
- Tak, w to nie wątpię. Twoja siostra to niezwykle rozrywkowa dziewczyna.
- Wiem to doskonale. Właśnie za to ją uwielbiam.
- Dobrze, Yuki. Będę już kończyć.
- W porządku. Pozdrów tam Rukiego ode mnie.
- Nie ma sprawy.
- Do rodziców będę jeszcze dzwonić to ich pozdrawiać nie musisz, ale przekaż im, żeby czekali na mój telefon. No i uściskaj Kaori.
- Jasne, jasne…
- Jeszcze jedno. Uważajcie na siebie chłopaki…- Powiedziałam na koniec. Po drugiej stronie zaległa cisza. Już myślałam, że Akira się rozłączył i miałam zrobić to samo, gdy usłyszałam go ponownie. Tym razem był to jednak niepewny i cichutki szept.
- Kocham cię, Ayako…- I nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, chłopak przerwał połączenie.

11 VIII

Kochany pamiętniku!
Eizo znów do mnie dzwonił. Kilkanaście razy w ciągu godziny. Nie miałam i tak naprawdę, wciąż nie mam odwagi, aby odebrać i powiedzieć mu, że to koniec. Wiem, że koczuje pod moim domem. Chłopaki mi powiedzieli. Nie wydaje mi się jednak, by domyślał się, że mieszkam teraz u Akiry. To chyba ostatnie miejsce, w którym mógłby mnie szukać. Jest zbyt oczywiste.
Wczoraj, późnym wieczorem, zadzwoniłam do Hanako. Jest tak jak mówił Akira. Wszystko powoli zmierza we właściwym kierunku. Kolejne operacje Kaori zostały opłacone, dzięki szczodrości chłopaków z „The Gazette”. Hanako cały czas opowiadała tylko, jaki to Ruki jest uroczy, bo spędza każdą wolną chwilę z Kaori, która jest tym faktem zachwycona. Reita natomiast w dniu ich przyjazdu, podarował jej bukiet różowych róż. Podobno była zachwycona. Ale powiedzmy sobie szczerze, jaka kobieta na świecie nie była by szczęśliwa gdyby otrzymała bukiet kwiatów od swojego idola? 
- Ayako? Wstałaś?- Głos Aoi’ego zabrzmiał zza drzwi.
- Tak. Wejdź, Aoi.- Odpowiedziałam spokojnie, przyglądając się wchodzącemu do pomieszczenia mężczyźnie.
- Ruki chce z tobą rozmawiać…- Powiedział, podchodząc do mnie ze swoim telefonem w ręce.
- Dzięki.- Odpowiedziałam odbierając od niego aparat.
- Nie będę ci przeszkadzać. Oddasz jak skończysz.- Uśmiechnął się do mnie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Halo? Ruki?- Odezwałam się spokojnie, czekając na odpowiedź przyjaciela.
- Cześć, Yuki. Od samego rana staram się do ciebie dodzwonić…
- Przepraszam. Wszystko przez Eizo. Nie daje mi spokoju i wydzwania do mnie od świtu.
- A to idiota pokręcony. Będzie trzeba mu pokazać gdzie jego miejsce, skoro sam nie potrafi go sobie znaleźć…
Roześmiałam się serdecznie. Ruki jest naprawdę niesamowity.
- Co tam u was słychać?- Zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Wszystko dobrze. Twoja siostra zdrowieje w oczach. Mówi, że bardzo tęskni za domem i za swoją starszą siostrą. Opowiedziała mi kilka ciekawych historii na twój temat…
- Co takiego?- Przerwałam mu, nieco przestraszona. Jeśli opowiedziała mu moją wpadkę z ciastem, które eksplodowało mi w piekarniku, to chyba ją uduszę.
- Spokojnie, Ayako, spokojnie. To nie było nic kompromitującego. Chociaż chętnie wysłuchałbym takich historyjek…
- Ruki! Jak możesz?!- Skarciłam go, śmiejąc się przy tym wesoło.
- Wiesz, kochana… Przystojniakom wolno wszystko.- Powiedział zabawnym tonem.
- Żebyś się czasem nie przejechał na tym swoim „przystojniactwie”.- Odpowiedziałam zaśmiewając się przy tym. Ogólnie cała nasza rozmowa przypominała raczej naprzemienne śmianie się do telefonu, niż jakąś normalną pogawędkę.
- Jak się w ogóle czujesz, hmmm?- Zapytał, nieco spokojniejszym głosem.
- Psychicznie czy fizycznie?
- Ogólnie.
- Fizycznie doszłam już do siebie, ale psychicznie jeszcze nie. Ale nie martw się. Chłopaki nie dają mi zbyt długo zamartwiać się problemami.
- To znaczy?
- No wiesz, robią wszystko, bym nie myślała o tym wszystkim, co mnie dręczy. Na przykład wczoraj, Uruha, wysadził toster w powietrze.- Zaśmiałam się na samą myśl o tym.
- Co zrobił?!- Wydarł się do telefonu.- Taka sensacja mnie ominęła i nikt mi nie powiedział. A Retia wie?
- Nie, chyba nie. Ale może lepiej…- Chłopak przerwał mi jednak, wydzierając się gdzieś w dal.
- Reeeeeeita!! Uruha wysadził ci toster w powietrze!!!!!!
- Ruki, ty debilu…- Mruknęłam do telefonu. Usłyszałam czyjeś szybkie kroki a po chwili głos Akiry w tle.
- Dawaj ten telefon. Zaraz powiem temu idiocie, co o nim myślę.
- Czekaj, Reita. To nie…- Zaczął Ruki, jednak nie dane było mu skończyć.
- Uruha, ty popaprany, niedorobiony, zasrany…- Zaczął Akira, kompletnie nie słuchając panikującego gdzieś z boku Rukiego.
- Uruhy tu nie ma. Ale przekażę mu twoją wiązankę.- Powiedziałam spokojnie, czekając na jego reakcję.
- Ayako?- Zapytał zaskoczony.- To Ty?
- Taaa. To ja rozmawiałam z Rukim przez ten cały czas. Wybacz za ten wypadek z tosterem.  Chciałam tylko powiedzieć, że to był wypadek i każdy miał w tym swój udział. Uruha po prostu ucierpiał najbardziej. Zniszczył fryzurę i nowiutką koszulę.
- Nic ci się nie stało?- Zapytał ponownie, kompletnie zapominając o zniszczonym tosterze.
- Nie. Nikomu nic się nie stało.
- Całe szczęście.
- Ale toster…- Zaczęłam skołowana, próbując się tłumaczyć.
- Nie przejmuj się jakimś głupim tosterem. Kupię nowy.
- Dlaczego to robisz, Akira?- Wypaliłam nagle, chociaż sama nie wiem, czemu.
- Co robię?- Zapytał zaskoczony.
- Jesteś dla mnie taki dobry. Wybaczyłeś mi, że tak bardzo cię skrzywdziłam, pomagasz mojej młodszej siostrze i cały czas martwisz się o mnie…
- Myślałem, że wiesz…- Mruknął cicho, zupełnie jakby się speszył.
No tak. Robił to wszystko, bo mnie kocha. Przynajmniej tak mi się wydaje, że o to mu chodziło.
- Ayako, ja ciebie… No, wiesz…- Zaczął ponownie.
- Yuki!!!- Głos Kai’a rozległ się nagle w całym domu.
- Muszę kończyć, Reita. Wołają mnie.
- Dobrze.
- Pozdrów Rukiego i przeproś, że nie damy rady dokończyć rozmowy.
- Jasne, nie ma sprawy…- Odparł, wciąż zasmucony. Pierwszy raz w życiu odczułam potrzebę powiedzenia prawdy. Odczułam odwagę. Siłę. Wiedziałam, że w końcu muszę mu powiedzieć.
- Akira?...- Zaczęłam niepewnym głosem.
- Tak?- Zapytał spokojnie, czekając na to, co powiem. Chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Że jest dla mnie najważniejszy na świecie. Że bez niego moje życie nie istnieje… Zamiast tego udało mi się wydukać zwykłe:
- Ja ciebie też.
A zaraz po tym rozłączyłam się, zupełnie jak on podczas naszej ostatniej rozmowy.
- Już idę!- Krzyknęłam do chłopaków i żwawym krokiem ruszyłam do salonu.
- Wegetariańską weź!
- A co ja królik jestem, żeby sałatę wpierniczać?- Odezwał się Uruha z buntem w głosie.
- Ja tam lubię wegetariańską…- Mruknęłam cicho, wchodząc do pomieszczenia.
- Poważnie?- Uruha spojrzał na mnie zaskoczony, po czym uśmiechnął się wesoło i zwrócił do Aoi’ego, który zamawiał pizzę.- A co tam! Niech stracę. Dla mnie i dla Ayako wegetariańska na pół.
- Uruha, jesteś uroczy.- Odpowiedziałam mu szczerze, a chłopak zarumienił się soczyście. Kai i Aoi zamówili dla siebie pizzę z owocami morza. Nie mam pojęcia jak można jeść takie świństwo, ale skoro im to smakuje, to nie będę się wtrącać…
Resztę dnia spędziliśmy na wygłupach i wspólnym oglądaniu wypożyczonych filmów. Naprawdę będzie mi ich brakować, gdy wakacje się skończą, a my będziemy musieli się rozstać…

13 VIII

Kochany pamiętniczku!
Ostatnie dwa dni spędziłam na wygłupach z chłopakami. Aoi, bez mojej wiedzy, zakupił mi kilka nowych ubrań żebym nie musiała iść do domu, który wciąż jest pod ciągłą obserwacją. Było już coś po dwudziestej drugiej, a ja ułożyłam się wygodnie w łóżku, gdy z dołu zaczęły dochodzić jakieś wrzaski i okrzyki radości.
Zaskoczona i nieco przestraszona, zeszłam do salonu, zobaczyć, co się dzieje.
- Ruki, wariat, podrywał każdą laskę, jaką spotkał na swojej drodze. Nawet pielęgniarkom nie odpuścił…- Czyjś śmiech rozniósł się echem po całym domu. Znajomy śmiech. Bez zastanowienia przekroczyłam próg pokoju i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził głos. Po środku salonu, wśród porozkładanych bagaży i roześmianych chłopaków, stał Akira, który opierając się niedbale o kanapę, opowiadał reszcie wrażenia z podróży. Wokół niego (dosłownie!) biegał Ruki, który za wszelką cenę próbował go uciszyć. Niestety, nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Wręcz przeciwnie, wyglądał komicznie latając tak koło Reiciaka, jak pszczoła wokół ulubionego kwiatka.
- Ruki, nie wiedziałam, że masz takie pszczele zapędy…- Zażartowałam, nie mogąc dłużej wytrzymać.- Obawiam się jednak, że Akiry nie uda Ci się zapylić.
- Ayako!- Zawołał uradowany i skoczył w moją stronę, ściskając z całej siły.
- Udusisz mnie, głupolu…- Mruknęłam z uśmiechem, a chłopak odsunął się ode mnie.
- Fajna piżamka…- Powiedział żartobliwie, a ja oblałam się rumieńcem. Szara koszulka na ramiączkach z nadrukiem Pepe Dziobaka i krótkie spodenki to może nie zbyt odpowiedni strój dla dorosłej dziewczyny, ale Aoi nie mógł znaleźć żadnej innej piżamy w moim rozmiarze i jakimś normalnym kolorze.
- Mnie się podoba.- Akira wtrącił się, podchodząc do nas zadowolony.- Witaj Ayako. Jak się czujesz?
- Znakomicie. Dziękuję.- Odpowiedziałam, uśmiechając się do niego nieśmiało. Dwa dni temu wyznałam mu, że też czuję do niego coś głębszego, a w momencie, gdy stanęliśmy twarzą w twarz, nie potrafiłam pokazać mu jak bardzo mi go brakowało.
- Hej, chłopaki! Prawie zapomniałem! Przywiozłem wam pamiątki!- Wrzasnął Ruki, puszczając do mnie w biegu perskie oko. Kilkoma żwawymi krokami doskoczył do jednej z walizek i po kolei zaczął z niej wyciągać małe podarunki. Taka drobna chwila zamieszania w zupełności mi wystarczyła. Zrobiłam jeden pewny krok i stanęłam na palcach, opierając swoje dłonie na torsie Akiry.
- Tęskniłam za tobą…- Mruknęłam cicho, delikatnie muskając jego wargi. Chłopak przyglądał mi się przez kilka chwil z nieodgadnionym spojrzeniem. Już myślałam, że przesadziłam albo coś, ale w końcu Reita otrząsnął się z szoku i uśmiechnął się do mnie szeroko, przyciągając do siebie i tuląc z całych sił. Po chwili poczułam jak całuje mnie w czubek głowy, którą oparłam o jego podbródek. W pokoju zaległa niesamowita cisza. Zaciekawiona wychyliłam się zza Akiry. Byliśmy sami.
- Gdzie chłopaki?- Zapytałam zaskoczona ich nagłym zniknięciem.
- Przed chwilą mówiłaś, że za mną tęskniłaś, a już oglądasz się za innymi?- Zaśmiał się, wciąż trzymając mnie w objęciach.
- Zniknęli tak nagle…- Zaczęłam tłumaczyć się, nieco kulawo.
- Zauważyli, że przeszkadzają, więc dali nam chwilę spokoju.
- Przecież mi nie przeszkadzali!- Wypaliłam szybko, przestraszona. Nie chciałam żeby przeze mnie czuli się jak intruzi.
- Ale mnie owszem…- Przerwał mi, ponownie całując, tym razem w usta.
- No wiesz co, Akira, jak możesz…- Głos Rukiego rozległ się tuż za jego plecami. Zaskoczona podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się szeroko do dredziatego. Odsunęłam się delikatnie od Akiry, wciąż opierając się o jego ramię i wyciągnęłam wolną dłoń do Rukiego. Chłopak przyjął ją bez wahania, a ja podciągnęłam go do siebie.
- Dziękuję chłopaki.- Wyszeptałam, płacząc bezgłośnie. Tuliłam ich do siebie, zupełnie jak małe dziecko ściskające ulubione maskotki.
- Daj spokój, Ayako. Przecież od tego są przyjaciele…- Mruknął Ruki, odsuwając się ode mnie z uśmiechem na twarzy.- Robimy małą imprezę powitalną z okazji naszego powrotu. Idziecie?
- O tej porze?- Zapytałam.- Sąsiedzi będą wściekli…
- Mam to w nosie.- Odpowiedział Ruki, ruszając do kuchni.
- Przekaż chłopakom, że zaraz przyjdę. Muszę tylko zmienić ubranie. Nie będę paradować na imprezie w ciuchach z Dziobakiem.
- Jasne. No to czekamy.- Odpowiedział i wyszedł zostawiając mnie samą z Akirą.
- A ty?- Zapytałam.- Nie idziesz?
- Z tobą? Tak.- Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Głuptas. Pytam o wasze przyjęcie powitalne. Idź, zaraz was dogonię.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku sypialni. Minęłam niewielki korytarz a następnie weszłam do niebieskiego pokoju. Spokojnie zaczęłam przeszukiwać ubrania, które zakupił mi Aoi, w celu znalezienia czegoś odpowiedniego. Zwykłe jeansy, granatowa koszulka, czarne rybaczki, zielona bluzeczka na ramiączkach… Nie miałam pojęcia, na co się zdecydować. Wtem, usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a gdy się odwróciłam, ujrzałam za nimi Akirę.
- Wybrałaś coś?- Zapytał, wchodząc do środka. W końcu był u siebie, co nie?
- Nie…- Odparłam odwracając się do niego plecami.- Chyba po prostu ubiorę jakieś spodenki i koszulkę. Nie będę cudować…
Wybrałam, więc krótkie, ciemno szare spodenki i białą koszulkę na zdobionych ramiączkach. Pozbierałam swoje rzeczy i ruszyłam do łazienki.
Przy wyjściu napotkałam zaskoczone spojrzenie Akiry.
- Nie musisz się mnie wstydzić…- Mruknął.
- Chcę się uczesać. Moje włosy wołają o pomstę do nieba.- Odpowiedziałam mijając go w progu.
- Moim zdaniem są bardzo ładne. Jak zwykle, zresztą.
- Dziękuję.- Powiedziałam, zamykając za sobą drzwi do łazienki. Szybko przebrałam się w wybrane ciuchy i rozczesałam splątane włosy. Gdy wyszłam z łazienki, Akiry nie było w pobliżu. Odniosłam, więc piżamę do pokoju i ruszyłam do kuchni.
- Jeszcze raz, niech żyje, żyje nam!- Uruha darł się w niebogłosy.
- Uruha, ty debilu! To nie urodziny! Weź zmień repertuar!- Ruki wydarł się na niego.
- Zmienić repertuar? Nie ma sprawy!
Weszłam właśnie do kuchni i dostrzegłam Akirę siedzącego na jednym z kuchennych krzeseł. Uruha uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko. Możliwe żeby już wtedy był pijany?
- Hej, Ayako! Moja piękna bogini Dziobaków! Posłuchaj, jaką pieśń przygotowałem dla naszego małego przyjaciela, Krasnalka Rukiego!
- Dajesz Uruszek!- Zawołałam roześmiana, a Ruki obdarzył mnie morderczym spojrzeniem. Jak ja za tym tęskniłam.
- My jesteśmy krasnoludki! Hop sa sa! Hop sa sa!- Zaczął śpiewać Uruha, skacząc przy tym zabawnie i wymachując rękami,  podczas gdy Ruki próbował go uciszyć waląc z całej siły drewnianą chochlą o blat stołu.
- Pod grzybkami nasze budki! Hop sa sa! Hop sa sa!- Wrzeszczał coraz głośniej Uruha.
- Cisza! Debile! Rozsadzicie mi bębenki w uszach!- Wydarł się Kai, wyrywając Rukiemu chochlę z ręki i z całej siły bijąc nią Uruhę po głowie.
- Au! To bolało!- Mruknął „śliczny”, siadając spokojnie na swoim miejscu. Ruki oczywiście nie krył swojego zadowolenia.
- Chodź, Ayako.- Głos Akiry rozległ się w pomieszczeniu, gdy kłótnie w końcu ucichły. Pokazał mi gestem ręki wolne krzesło, znajdujące tuż obok. Wygodnie rozsiadałam się, więc przy jego boku.
Chłopaki zaczęli swoje własne rozmowy, a ja mogłam porozmawiać na spokojnie z Akirą.
- Co tam u Kaori?
- Wszystko dobrze. Operacje opłaciliśmy z góry, więc nie musisz się już o to martwić. Twoi rodzice kazali się nam tobą opiekować i dopilnować, by Eizo spotkała zasłużona kara.
- To znaczy?- Zapytałam zdziwiona.
- Myślę, że powinnaś wystąpić do sądu o dożywotni zakaz zbliżania się…
- Co takiego? A który sąd mi uwierzy? Przecież nie mam dowodów…
- Mam twoje zdjęcia. Po pobiciu. Zrobiłem je, kiedy spałaś. Już wtedy myślałem nad tym, by namówić cię do złożenia sprawy do sądu… Poza tym mówiłaś, że Eizo wciąż zadręcza cię wiadomościami mailowymi i telefonicznymi. Jeśli tylko ich nie usunęłaś, to one też mogą służyć jako dowód.
- Akira…- Wyszeptałam. Strasznie się bałam. Nie miałam pojęcia, do czego, w takiej sytuacji byłby zdolny Eizo… A jeśli przekupi sąd, prawnika, lub coś w tym stylu?- Boję się…
- Nie martw się. Przecież będę z tobą cały ten czas. Dasz radę. My damy radę.- Poprawił się, gładząc mnie delikatnie po plecach.- Po prostu prześpij się z tym. Tylko o to proszę.
- Dobrze.
Reszta przyjęcia minęła dość szybko. Praktycznie wszyscy mężczyźni spili się w trupa. Wszyscy, prócz Akiry, który pomagał mi później odprowadzać „pijaków” do ich łóżek. Uruha upił się zdecydowanie najbardziej. Gdy pomagałam Recie władować go do łóżka, piękny pociągnął mnie za sobą, bełkocząc coś w stylu
„Daj buziaczka swojemu misiaczkowi.”. Akira oburzył się nie na żarty i natychmiast wydostał mnie z jego „macek”, mrucząc coś o wyrównaniu rachunków.
Szłam właśnie korytarzem, w kierunku swojego tymczasowego pokoju, z Akirą u boku, który mnie odprowadzał. On miał zamiar spać w salonie, jak ostatnio, gdy zajęłam jego sypialnię.
- Matko, ale jestem zmęczona…- Mruknęłam zerkając na zegarek, stojący na półce. Dochodziła czwarta rano. Podeszłam do okna i zasłoniłam je zasłoną, bo słońce powoli zaczęło się wyłaniać zza horyzontu. W kilka sekund w pokoju zawitała błoga ciemność.
- Ja też. Idę wziąć szybką kąpiel i do spania.- Odpowiedział chłopak, ziewając przy tym szeroko.
Uśmiechnęłam się do niego, podczas gdy on powoli opuszczał pomieszczenie.
- Akira?- Zatrzymałam go, z drżącym sercem. Odwrócił się do mnie powoli i czekał, co powiem dalej.
- Wpadniesz do mnie po kąpieli? Chciałam jeszcze o coś zapytać.
- Jasne. – Odpowiedział opuszczając pokój. Wzięłam kilka głębszych oddechów, aby uspokoić zszargane nerwy. Chciałam żeby został ze mną. Nie miałam jednak pojęcia jak mu o tym powiedzieć. Nigdy nie zaliczałam się do śmiałych osób. Zgasiłam światło i zapaliłam lampkę nocną, postawioną na półce po mojej lewej stronie. Przebrałam się w swoją piżamę i wskoczyłam do łóżka, czekając na chłopaka. Czas dłużył się mi nieubłagalnie, oczy same zamykały a wszystkie części ciała odmawiały posłuszeństwa. Wiedziałam, że nie dotrwam do spotkania z chłopakiem, więc postanowiłam zostawić mu list. Na niewielkiej kartce papieru, którą umieściłam na poduszce, na której ostatnio spał ze mną Akira, napisałam tylko kilka słów. Mózg również powoli odmawiał współpracy ze mną, więc nie chciałam zbytnio się rozpisywać.
„Tutaj jest Twoje miejsce. Obok mnie. Dobranoc.”
Nie wiedziałam, czy nie jestem zbyt śmiała i czy to wszystko w ogóle wypali, ale nie przejmowałam się tym. Moje oczy zamknęły się, a ja powoli zaczęłam odpływać w krainę snów. Jak przez mgłę usłyszałam jeszcze skrzypienie drzwi i głos Akiry:
- Ayako?
Następnie kilka kroków skierowanych w głąb pomieszczenia. Poczułam jak chłopak okrywa mnie kołdrą. No tak, zapomniałam się przykryć. Akira pochylił się nade mną, a po chwili usłyszałam szelest kartki i jego stłumiony śmiech. Znów kilka kroków. Chyba mnie zostawia… Cichy trzask drzwi. Tak, wtedy byłam pewna, że zostałam sama. Po kilku sekundach usłyszałam jednak kolejne kroki, zbliżające się do mnie, a zaraz po tym trzask uginającego się materaca. Światło lampki przestało mnie razić, a w pasie poczułam czyjąś rękę, która mnie obejmowała.
- Dobranoc.- Usłyszałam jego głos, a zaraz po tym poczułam delikatny pocałunek tuż za uchem. Nieświadomie uśmiechnęłam się przez sen. Udało się!

IX



1 VIII

Kochany pamiętniku!
Tak jak obiecałam Eizo, czekałam na niego punkt siedemnasta na lotnisku. Ubrana w zwykłe jeansy i granatową koszulkę z dekoltem w serek. Moje rozpuszczone włosy rozwiewał letni wiatr. Z lękiem i niepewnością oczekiwałam na powrót mojego chłopaka. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko potoczyło się właśnie w taki sposób. Gdyby nie choroba Kaori, prawdopodobnie, nigdy nie zgodziłabym się zostać dziewczyną Eizo.
Ludzie, mijający mnie w około, byli zapewne święcie przekonani, że czekam z wytęsknieniem na mojego ukochanego…
Problem tkwił tylko w jednym, drobnym szczególe. Nigdy nie kochałam Eizo. Kiedyś darzyłam go sympatią, owszem, ale nigdy go nie kochałam. Moje serce jest zajęte… Było, jest i będzie. Szkoda tylko, że osoba, którą tak bardzo kocham nigdy się o tym nie dowie…
- Ayako!- Usłyszałam nagle czyjś głos, wołający mnie z daleka. Znajomy głos. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. To był on. Eizo. Jego ciemne włosy rozwiane były przez lipcowy wiatr. Ubrany był w wyjściowy garnitur i eleganckie buty. W prawej ręce trzymał czarną, skórzaną teczkę a lewą ciągnął za sobą walizkę, konkretnych rozmiarów.
- Cześć Eizo…- Odpowiedziałam, uśmiechając się do niego delikatnie. Sztucznie. Miałam nadzieję, że tego jednak nie zauważył.
- Dobrze cię widzieć!- Uśmiechnął się wyraźnie z czegoś zadowolony. Podszedł i przytulił mnie do siebie. Moja głowa zanurkowała w jego klatce piersiowej.- Tęskniłaś za mną?
- Oczywiście. Nie mogłam doczekać się, kiedy wrócisz…- Kolejne kłamstwo rzucone w jego stronę.
- Cieszę się. Ja też tęskniłem za Tobą. Mam coś dla ciebie.- Powiedział odsuwając mnie od siebie i szukając czegoś po kieszeniach.
- Nie musiałeś…- Mruknęłam wymijająco. On w ogóle mnie nie słuchał. W końcu wyciągnął z kieszeni marynarki małe pozłacane pudełeczko. Serce zakołatało mi w piersi ze strachu. Chyba nie miał zamiaru się mi oświadczyć?...
- Wyciągnij dłoń.- Powiedział,  po czym chwycił mnie delikatnie za nadgarstek.- Zobaczyłem go i od razu pomyślałem o tobie.- Kontynuował. Z nadmiaru emocji zamknęłam oczy, podczas, gdy on wsuwał mi coś na palec.- Podoba ci się?
Z przerażeniem otworzyłam oczy i uniosłam dłoń do góry. Na moim palcu mienił się złoty pierścionek, z dużym zielonym oczkiem, które w kształcie przypominało serce.
- Bardzo ładny. Dziękuję…- Odpowiedziałam drżącym głosem. Czyli jednak się nie oświadczał.
Eizo wystawił w moim kierunku swój prawy policzek.  No tak, w końcu oczekiwał nagrody. Z ukrywaną niechęcią wspięłam się na palce i pocałowałam go.
- No to teraz zamawiamy taksówkę i jedziemy do mnie. Mama dzwoniła, że będzie czekać na nas z obiadem.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, a następnie ruszyłam w kierunku wyjścia z lotniska. Moja wolność właśnie uleciała wraz z oddalającym się wiatrem.

7 VIII

Cały wczorajszy dzień spędziłam z Eizo na mieście. W najdroższych knajpach i sklepach z odzieżą. Kupił mi tyle ubrań, że chyba przez następne dziesięć lat ich nie wychodzę. Dzień chylił się już ku końcowi, gdy nareszcie udało mi się namówić go na powrót do domu.
Przekroczyliśmy próg mojego mieszkania, a ja od razu ruszyłam do kuchni, zaparzyć herbatę. Wszystkie torby z zakupami zostawiłam w salonie.
- Zielona czy zwykła?- Zapytałam wyciągając szklanki z szafki.
- Obojętne. Może być zielona.- Powiedział, rozsiadając się wygodnie, na kuchennym krześle.
- W porządku.- Odpowiedziałam przygotowując herbatę. Postawiłam na stole także ciastka, bo wydawało mi się, że to tak głupio pić samą herbatę. Zanim woda się zagotowała, a ja zaparzyłam herbatę, Eizo wyjadł już większość łakoci. Czyli miałam rację… Z uczuciem triumfu postawiłam przed nim kubek z napojem. W końcu zrobiłam coś na tyle dobrze, by Eizo się nie czepiał. Usiadłam naprzeciwko niego i przez kilka minut wpatrywałam się w jego reakcję. Nic. Zero negatywnych czy pozytywnych emocji. Chłopak po prostu siedział, wpatrując się tępo w podłogę i popijał swoja herbatę. Zupełnie jakby intensywnie nad czymś myślał. 
- Podobał ci się dzisiejszy dzień?- Zapytał mnie po chwili milczenia, gdy kończył pić już swój napój.
- Było fajnie.- Mruknęłam tylko.
- Cieszę się. Tak, bowiem będzie wyglądać twoje przyszłe życie.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Uśmiechnął się do mnie chytrze.
- Pochwaliłem się już rodzicom. Są zachwyceni. Mama obiecała zająć się wszystkim…- Trajkotał jak najęty.
- Zająć się, czym?- Zapytałam skołowana.
- Naszym ślubem. Powiedziałem im, że bierzemy ślub. Specjalnie dałem ci nawet ten pierścionek i oni są przekonani, że to zaręczynowy.- Powiedział i pokazał na błyskotkę, mieniącą się na moim palcu.  
Cwana, bezduszna świnia. Podejść mnie w tak złośliwy i perfidny sposób!
- Eizo, ale ja nie jestem jeszcze gotowa na taki krok…- Jąkałam się niepewnie.
- Decyzja została już podjęta, Ayako…
Puściły mi nerwy.
- Podjęta, przez kogo?- Warknęłam wściekła.- Przez ciebie, mojego pana i władcę?
Chłopak spojrzał na mnie nienawistnym spojrzeniem. Przeszedł mnie dreszcz. Bałam się jak cholera.
- Nie możesz mi tego zrobić, Eizo… - Zaczęłam znów, tyle, że tym razem, spokojniej.- Nie możesz tak po prostu zmusić mnie do małżeństwa!
- Nawet, jeśli ceną będzie życie Twojej siostry?- Odpowiedział śmiejąc się szyderczo.
Nie wytrzymałam. Moje serce właśnie wtedy pękło. Zostać żoną mężczyzny, którego się nie kocha? Porzucić całe swoje dotychczasowe życie? To nie tak miało wyglądać… Mieliśmy tylko udawać parę. To miało być coś w rodzaju wymiany- przysługa za przysługę. Czyżbym była teraz skazana na życie u jego boku? Z dala od normalności? Z dala od wymarzonego życia? Z dala od Akiry?...
- Zrobię wszystko, byle by tylko ją uratować…- Zaczęłam spokojnie.
Na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech. Wiedział, że wygrał tą wojnę.
- Ale na pewno nie wyjdę za takiego skurwiela jak ty…- Dopowiedziałam po chwili, zbierając się na odwagę.
Twarz mężczyzny zmieniła się diametralnie. Chyba nigdy nie był wściekły tak bardzo jak wtedy.
- Jak mnie nazwałaś, ty mała, niedorobiona suko?- Wysyczał, łapiąc mnie za włosy i przyciągając do siebie.
- Au! To boli!- Wyrwało mi się, gdy próbowałam się uwolnić.
- Boli, tak? Ty chyba jeszcze nie wiesz, co to ból, pyskata ślicznotko…- Wymruczał tuż przy moim uchu. Zaraz potem odczułam pierwszy cios skierowany w moją stronę. Nie utrzymałam równowagi i zatoczyłam się do tyłu, wprost na kuchenny stół. Ból opanowujący moje plecy był nie do opisania.
- Będziesz grzeczną dziewczynką, czy mam cię nauczyć posłuszeństwa?- Usłyszałam kolejne pytanie, gdy chłopak podnosił mnie z ziemi, szarpiąc niezbyt delikatnie, za fragment koszulki.
- Będę grzeczna, ale nie wyjdę za ciebie…- Twardo trzymałam się swojego zdania. Kolejny cios, wymierzony w moją twarz, powalił mnie na ziemię. Czułam silne impulsy, przechodzące przez każdą cząstkę mojego ciała. Wiedziałam, że moje rany, nie prędko się zagoją.
- Wychodzę teraz załatwić kilka spraw, ale wpadnę do Ciebie jutro z samego rana. Dobrze ci radzę, bądź w domu, jeśli nie chcesz swojej zguby. I jeśli wciąż zależy ci na Kaori. Pamiętaj! Mnie nie da się oszukać…- Powiedział swoim złośliwym głosem, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi główne.
I co ja miałam niby zrobić?... Poddać się? Zostać żoną mężczyzny, który był mi całkiem obcy? Nawet dla Kaori… Dla mojej najdroższej siostry… Nie mogłam tego zrobić.

Wyjrzałam przez okno. Eizo nie zostawił mnie samej. Przez moim domem, po przeciwnej stronie ulicy, stał zaparkowany ciemny samochód. Chyba mercedes. Jego kierowca ewidentnie miał za zadanie obserwować, co dzieje się w moim mieszkaniu…
Tyle starań, tyle poświęceń… A teraz miałam jeszcze zostać żoną Eizo?
Nie, na coś takiego pozwolić sobie nie mogłam. Szybko pobiegłam do swojego pokoju, gasząc światła w kuchni, a następnie zapalając w łazience na górze. Chciałam by mężczyzna myślał, że się umyję i pójdę spać.
Przebrałam się w wygodniejsze ubrania, twarz owinęłam fioletową apaszką, na nos włożyłam okulary przeciwsłoneczne. Wiedziałam, że to głupi pomysł o tak późnej porze, ale mój wygląd odstraszyłby najodważniejszego z mężczyzn…
Spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy do mojej kolorowej torby, którą następnie przerzuciłam przez ramię. Zgasiłam światło w łazience i przez kilka minut zostawiłam zapalone w sypialni. Gdy stwierdziłam, że nadszedł koniec mojego teatrzyku, wyłączyłam i to w moim pokoju. Mężczyzna musiał myśleć, że poszłam spać. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Po omacku zbiegłam po schodach na sam dół, do piwnicy. Było tam takie jedno, sporej wielkości okno, którym miałam zamiar wyczołgać się na tyły domu… W pomieszczeniu było bardzo zimno i ciemno. Ostrożnie stawiałam każdy krok. Od tego manewru zależała moja ucieczka. W końcu udało się mi dostać pod wybrane okno. Podstawiłam sobie pod nogi skrzynkę na narzędzia, którą trzymał tam Junzo, a następnie wspięłam się na nią i otworzyłam okno. Najpierw wyrzuciłam na podwórko mój plecak. Zaraz potem wzięłam spory zamach i wybiłam się do góry, łapiąc dłońmi za parapet. Kilka minut siłowałam się sama z sobą, wspinając się ku wolności.
Na całe szczęście udało się mi. Otrzepałam się z kurzu i delikatnie przymknęłam okno od zewnętrznej strony. Teraz tylko musiałam dostać się do ogródka Akiry a stamtąd na następną posesję i następną. Chciałam w ten sposób uniknąć spotkania z mężczyzną z samochodu. Uciekając jak najdalej przez podwórka sąsiadów. Szybko przebiegłam w jak najdalszy kąt ogrodu i spokojnie zaczęłam pokonywać ogrodzenie. Nie powiem, żeby było to przyjemne zajęcie. Czułam się jak jakiś przestępca, uciekający przed sprawiedliwością. Udało się mi jednak pokonać przeszkodę bez większych problemów. Odczułam wtedy wielką ulgę. Byłam o krok dalej od tego faceta. Bezszelestnie ruszyłam przed siebie, chcąc szybko pokonać długość podwórka, na którym właśnie się znajdowałam…
Mijałam właśnie tylnią część domu Akiry. Skąd mogłam przypuszczać, że ktoś będzie siedział na tarasie o tej porze?...
- Jak chcesz się umówić, to wystarczyło poprosić…- Znajomy, lecz niezbyt przyjacielsko brzmiący głos rozległ się obok. Przerażona spojrzałam w tamtym kierunku. Byłam przecież tak blisko wygranej.
- Aoi?- Zapytałam, a on wstał i zszedł po mnie po schodkach tarasowych.
- Ayako?- Dopytywał się zaskoczony.- Co Ty tutaj robisz? Myślałem, że to jakaś napalona fanka…
- To długa historia…- Odparłam patrząc na dym z jego papierosa, unoszący się w powietrzu.
- To znaczy?- Chłopak nie dawał za wygraną.
- Uciekam przed Eizo…- Mruknęłam szczerze, a Aoi podszedł jeszcze bliżej.
- Po co Ci te okulary?- Zapytał rozbawiony.- Jest ciemno.
- Podobają mi się…- Skłamałam gładko. On jednak nie dal się tak łatwo nabrać. Wyciągnął rękę w moją stronę i prostu zsunął mi je z nosa.
- Mój Boże…- Wyszeptał, gdy zobaczył jak wyglądam.- On Ci to zrobił?
Bezradna pokiwałam głową.
- Trzeba to opatrzyć zanim wda się zakażenie…- Oznajmił, łapiąc mnie pod ramię i ciągnąc w kierunku domu Akiry. Szybko założyłam z powrotem okulary na nos.
- Aoi… Nie… Ja muszę uciekać…- Zaczęłam się wyrywać, ale chłopak nie dał mi uciec. Otworzył drzwi balkonowe i bez żadnych ceregieli wepchnął mnie do środka.
Przestraszona podniosłam wzrok.
Utkwione były we mnie spojrzenia wszystkich chłopaków. Chyba właśnie grali w karty, a ja im przerwałam.
- Aoi, co to ma znaczyć?...- Zaczął Reita, ale kolega przerwał mu.
- Akira, masz tu gdzieś apteczkę?
- Tak.- Odparł Suzuki.- W kuchni, obok lodówki.
- Kai, skocz i przynieś.- Odezwał się Aoi, a Kai bez słowa wykonał polecenie i już po kilkunastu sekundach był z powrotem.
- Chodź, no tutaj…- Mruknął Aoi patrząc w moją stronę. Zaskoczona nie mogłam się ruszyć. Czarnowłosy podszedł do mnie i delikatnie próbował wciągnąć na kanapę.
Ja byłam jednak tak zestresowana, że potknęłam się o dywan. Okulary zsunęły się z mojego nosa i spadły z łoskotem na podłogę. Chyba do końca życia nie zapomnę wyrazu ich twarzy. Odwróciłam się spokojnie w kierunku okna i w nim dopiero zobaczyłam swoje odbicie.
Opuchnięta i zakrwawiona warga… Podbite prawe oko, tak, że ledwo w ogóle było je widać spod opuchlizny… Rozcięta, wciąż krwawiąca brew…
- Ayako…- Ruki odezwał się przerażony, kierując się w moją stronę.- Co się stało?
Nie odpowiedziałam, tylko usiadłam na kanapie i spojrzałam wyczekująco na Aoi’ego. Chłopak wyciągnął z apteczki gazik i wodę utlenioną, a następnie zaczął przemywać rany. Mimo, iż bardzo się starałam, nie udało mi się powstrzymać syknięcia wydobywającego się z moich ust. Ruki szybkim krokiem obszedł dzielący nas stolik i usiadł na podłodze, tuż przy moich nogach.
- To on Ci to zrobił, prawda?- Zapytał cicho, wpatrując się we mnie uparcie.
- Czyli ty wiedziałeś, że coś się święci…- Mruknął Aoi, wciąż zajmując się moją twarzą.
- Ayako…- Zaczął ponownie, Ruki, ignorując kolegę.- Trzeba było powiedzieć. Przecież bym Ci pomógł…
Podniósł dłoń i położył ją na moim kolanie. Mimowolnie spojrzałam na niego. W jego oczach widziałam zmartwienie.
- Nie wierć się tak…!- Syknął Aoi, przyciągając moją twarz w swoją stronę.
- Przepraszam…- Mruknęłam. Było mi tak bardzo źle i smutno. Potrzebowałam pocieszenia i wsparcia. Czyjejś bezinteresownej uwagi. Nawet nie wiem, kiedy uniosłam lewą dłoń i położyłam ją na tą Rukiego, która wciąż znajdowała się na moim kolanie. Czułam na sobie spojrzenia reszty chłopaków, szczególnie Akiry. Nie interesowało mnie to jednak. Ruki był moim przyjacielem. Prawdziwym. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
- A teraz… ?- Zapytałam bardziej samą siebie, niż jego, jednak Ruki zrozumiał, że mówię, do niego.
- Co teraz?- Dopytał się, nie wiedząc, o co dokładnie mi chodzi.
Czułam się strasznie upokorzona i zła, że nie potrafię sama rozwiązać swojego problemu. Wiedziałam także, że bez pomocy sobie nie poradzę…
- Gotowe…- Odezwał się Aoi, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.
- Trzeba było studiować medycynę, Aoi. Nadawałbyś się…- Powiedziałam do niego, uśmiechając się nieśmiało.
- Pfff!- Tylko tyle usłyszałam w odpowiedzi, gdy już oddalał się z apteczką w stronę kuchni.
- Ayako…?- Ruki odezwał się ponownie. Zebrałam się na odwagę i spojrzałam na niego.
 - Czy teraz mogę liczyć na twoją pomoc?- Udało mi się wykrztusić nieco głośniej, tak by bez problemu mógł mnie usłyszeć.- Obawiam się, że nie mam już siły by walczyć z tym sama…
Po moich policzkach spłynęły łzy. Mimo, iż chciałam je zatrzymać za wszelką cenę, by Reita ich nie zobaczył. Nie udało się… Ruki podniósł się z ziemi i usiadł obok mnie, lekko otaczając mnie ramieniem.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tutaj się dzieje?- Głos Akiry przeszył mnie niczym nóż serce. Ruki zerknął na mnie pocieszająco, jakby czekając na moją reakcję. Głośno nabrałam powietrza w płuca a następnie zaczęłam.
- Pamiętasz ten wieczór, kiedy przyszłam porozmawiać z Tobą?...- Zaczęłam nie patrząc w jego kierunku.
- Oczywiście, że tak.- Odparł z jadem w głosie.- Następnego dnia powiedziałaś mi, że masz chłopaka, którego nie zostawisz dla kogoś takiego jak ja!
- Nie do końca tak to powiedziałam, ale niech Ci będzie…
- Co ty nie powiesz…- Mruknął opryskliwie.- Ale żeby zrobić sobie ze mnie zabawkę na jedną noc, to jakoś skrupułów ci nie brakowało…
- Reita! Zamknij ryja, bo jak wezmę a podejdę…- Ruki wstawił się za mną, warcząc sykliwym tonem w kierunku kolegi.
- To, co mi zrobisz? Przewyższam cię o głowę!- Zaśmiał się pogardliwie. Cholera, ta kłótnia była spowodowana moją głupotą.
- Ale za to ja przewyższam ciebie i jeśli zaraz się nie zamkniesz, to zaorasz gębą o ziemię.- Głos Aoi’ego rozległ się tuż obok niego. Zaskoczona spojrzałam na niego, a on mrugnął do mnie delikatnie.- Kontynuuj, Ayako…
Pokiwałam głową.
- Nie znasz całej prawdy, Akira.
Reita już otwierał usta by coś powiedzieć, ale gdy tylko zobaczył zaciśniętą pięć czarnowłosego, zamilknął.
- Moja siostra jest chora… W ciągu pół roku powinna przejść przez szereg kosztownych operacji… Inaczej straci wzrok.  Rodzice zebrali całe swoje oszczędności, aby ją ratować… To wciąż jednak za mało…- Mówiłam urywanymi zdaniami, nie patrząc na niego.- Eizo poznałam na kilka dni przed tym, jak Kaori się pogorszyło… On był… Znaczy… On jest synem najbogatszego przedsiębiorcy w Japonii. Załatwienie leczenia w najdroższym szpitalu na świecie, było dla niego błahostką. W zamian żądał tylko jednego… Mojej bezgranicznej wierności…
Usłyszałam głośny świst powietrza, wciąganego przez Akirę do płuc.
- Tak, wiem. Sprzedałam się. Ojciec Eizo zagroził mu, że jeśli nie znajdzie sobie odpowiedniej dziewczyny, nie zapisze mu swojej fortuny. To miało być coś w rodzaju paktu, wiesz, przysługa za przysługę… Nie spodziewałam się, że to zajdzie tak daleko… ale, tak. Owszem. Masz rację. Jestem bez serca. Zła. Samolubna… Nic nie poradzę na to, że życie mojej siostry jest dla mnie najważniejsze… Nie powiedziałam ci całej prawdy, bo bałam się…
- Czego?- Mruknął beznamiętnym głosem po chwili milczenia.
- Że staniesz się moim niewolnikiem, tak jak ja stałam się niewolnicą Eizo. Nie chciałam takiego życia dla osoby, która tak wiele dla mnie znaczy. Przepraszam, Reita. Teraz, gdy wiesz już wszystko masz prawo mnie nienawidzić, bo znasz prawdziwy powód.
- Czego on właściwie od ciebie chciał, że aż tak cię urządził?- Odezwał się nagle, milczący dotąd Uruha.
- Tak właściwie, to zażądał abym wyszła za niego za mąż.- Powiedziałam beznamiętnie.- Jego ojcu nie podoba się, że wciąż jest kawalerem… No a ja się zbuntowałam… Eizo tak się wściekł, że dostałam parę razy po twarzy. Plecy też mam chyba zharatane…- Mruknęłam delikatnie masując plecy lewą ręką.
- Plecy?- Kai popatrzył na mnie zdziwiony.
- Tak. No, bo jak już dostałam od niego w twarz, to straciłam równowagę i przeorałam plecami o kant stołu.
- Co za…- Mruknął Uruha, chcąc wyrazić swój gniew.
- Spokojnie. To tylko rany zewnętrzne. Życie nauczyło mnie, że przetrwają tylko najsilniejsi… To wszystko się zagoi…
- A reszta?- Usłyszałam kolejne pytanie. Tym razem Aoi’ego. 
- To znaczy?
- Może i fizycznie wszystko się zagoi, ale co z twoją psychiką? Poświęciłaś wszystko, co miałaś by ratować przyszłość siostry. Całe swoje dotychczasowe życie i to przyszłe. Podporządkowałaś się upokarzającym rozkazom Eizo, chcąc w ten sposób zadośćuczynić Kaori, za to, co ją spotkało. Cholera, Yuki! Dla niej nawet zrezygnowałaś z miłości wiążąc się z facetem, który cię maltretuje i poniża!
- Wiem, Aoi, wiem… Pomóżcie mi… Nie mam pojęcia, co mam dalej zrobić z swoim życiem…
- Na pewno nie możesz wrócić do Eizo…To po pierwsze.- Zaczął Ruki.
- Ale co z moją siostrą? Kaori w przyszłym tygodniu ma mieć kolejną operację… Gdy Eizo się dowie, że go zostawiłam…  - Powiedziałam przerażona.
- Pieniędzmi się nie martw. Zapomniałaś chyba, że ja jestem równie bogaty jak on, Ayako…- Mruknął, mrugając do mnie pokrzepiająco.
- Jak to…?- Odezwałam się zaskoczona.
- Powiedziałem żebyś się nie martwiła… Możesz traktować jej następny zabieg, jako opłacony.- Odpowiedział uśmiechnięty.
- Tak. Trzecią operacją również się nie przejmuj. Jej sfinansowanie wezmę na siebie ja.- Odparł dumnie Uruha, szczerząc się do mnie od ucha do ucha.
- No to czwartą zaklepuję sobie ja…- Mruknął Aoi, wyciągając rękę do góry. Zupełnie jak dziecko w podstawówce, zgłaszające się do odpowiedzi.
- Piątą, ja!- Kai uśmiechnął się wesoło, a po chwili dodał z wahaniem w głosie.- Bo miało być ich pięć, nie?
- Tak…- Wychrypiałam nie mogąc powstrzymać łez.- Pięć operacji, opłaty na późniejsze leki i powrót do domu…
Nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach, wielkimi strumieniami. Tyle dobroci. Tyle serca. Tyle przyjaźni i serdeczności… Jak ja się im odwdzięczę?...
- Czyli widzisz… Wszystko będzie dobrze…- Odezwał się, Ruki, delikatnie klepiąc mnie po ramieniu.
- Muszę dać znać Hanako!- Z przerażeniem zerwałam się z kanapy i opadłam na nią z powrotem.- Musi wiedzieć, że Eizo nie można ufać… Tylko… Cholera! Sklepy już pozamykane, a ja nie mam tyle na koncie…- Powiedziałam załamana. Nie mam pojęcia, w jaki sposób tak cicho udało mu się do mnie podejść… On chyba naprawdę jest ninja.
- Możesz zadzwonić z mojego…- Mruknął Akira, wyciągając swój telefon w moim kierunku.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. W jego czekoladowych oczach nie widziałam już tego chłodu, którym obdarzył mnie wcześniej.
- Naprawdę?- Upewniłam się, ciężko oddychając.
Pokiwał głową, dając mi pozwolenie. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Zaczęłam właśnie wykręcać numer do Hanako, gdy Reita wyciągnął swoją rękę i złapał nią moją dłoń.
- Ayako?...
- Tak?- Zapytałam zaskoczona, patrząc prosto w jego piękne oczy.
- Przepraszam, że taki idiota ze mnie…- Mruknął cicho, po czym pocałował mnie w dłoń, którą trzymał. Spłonęłam rumieńcem, czekając na złośliwe reakcje chłopaków. Niczego jednak się nie doczekałam. Oni naprawdę są niesamowici…
Skończyłam, więc wybierać numer do Hanako i zadzwoniłam do niej. Odebrała już po trzech sygnałach. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Pomijając oczywiście noc spędzoną z Akirą i moje pobicie.
- Ayako! Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś coś tak głupiego!- Hanako wyrzucała mi w przerażeniu swoje myśli.- Przecież nie wymagaliśmy od Ciebie tak wiele poświęceń.
- Wiem i przepraszam… Teraz już wszystko będzie dobrze…
- A co z Eizo? Przecież on może chcieć się mścić na tobie?
W tym momencie do rozmowy wtrącił Ruki. Przysunął się do mnie i pochylając nad moim uchem, powiedział do mikrofonu.
- Niech się pani nie martwi. My się tu Ayako zaopiekujemy jak własną siostrą. Niech no tylko ten idiota zbliży się do niej choćby na odległość kilometra, to mu damy taki wycisk, że go będą miesiąc w szpitalu cucić.
Po drugiej stronie zapadła grobowa cisza. Chyba Ruki przesadził. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Moje wątpliwości rozwiał jednak głos Hanako.
- Cieszę się kochana, że masz tak fantastycznych przyjaciół. Słysząc tak szczerą obietnicę mogę spać spokojnie, wiedząc, że jesteś bezpieczna…
- No przecież mówiłam, że nic mi nie będzie…- Mruknęłam zadowolona.
 - Uważaj na siebie, Ayako.
- A wy na siebie. I wyściskajcie Kaori ode mnie.
- Dobrze. Pa.
Rozłączyłam się z uczuciem niesamowitej ulgi i wdzięczności. Całe moje ciało opanowało błogie wyciszenie i spokój. Byłam szczęśliwa. Pierwszy raz od początku piekła, które rozpętało się wokół mnie. Pierwszy raz mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa tak naprawdę.
Wykończona, fizycznie jak i psychicznie, oparłam się o Rukiego. Marzyłam już tylko o ciepłym posłaniu. Ale gdzie o tej porze znaleźć jakiś hotel, w którym nie dopadnie mnie Eizo?
- Pościeliłem Ci łóżko. Chyba powinnaś porządnie wypocząć, po tym wszystkim, co cię spotkało…- Zdziwiona i nieco zaspana spojrzałam w kierunku skąd pochodził ów głos. W drzwiach do salonu stał Akira i przyglądał się mi ze współczuciem. Czy on w ogóle opuszczał to pomieszczenie? Bez dwóch zdań, Akira to ninja!- Odłożyłem też dla ciebie jedną z moich koszulek, bo nie wiem czy masz nawet, w czym spać…
Wciąż patrzyłam na niego jak jakaś niedorobiona kretynka.
- Przecież nie pozwolę ci spać na dworze…- Mruknął, przenosząc wzrok na podłogę i rumieniąc się lekko.
- Dziękuję, Akira. Wszystkim wam dziękuję…- Zaczęłam uśmiechając się szczerze.- Ruki, Aoi, Kai i Uruha… Nie mam pojęcia jak się wam odwdzięczę.
- Może w końcu nauczysz się naszych prawdziwych imion, co? Bo do Reity jakoś nie zwracasz się pseudonimem.- Odezwał się Uruha, śmiejąc się z mojej miny.
Kretynka ze mnie… Może przez ten cały czas było im przykro?...
- No wiecie… Akirę znam od dziecka… Ale macie rację! To żadne wytłumaczenie! Słucham, więc! Proszę o krótką prezentację swojej osoby…
- O! To ja chcę pierwszy zacząć swoją autoprezentację!- Uruha, jak dziecko, wyrywał się do rozmowy.
- Proszę bardzo.- Powiedziałam, patrząc na skupienie, malujące się jego na twarzy.
- Nazywam się Kouyou Takashima, urodzony szóstego czerwca. Jestem przystojnym, zabawnym, utalentowanym, inteligentnym mężczyzną, który szuka kobiety swojego życia…
- Zapomniałeś dodać, że jesteś też bardzo skromny.- Mruknął Aoi, kręcąc z politowaniem głową.
- No, co? Kobiety lecą na takich jak ja!- Oburzył się Uruha.
- Ależ tak, oczywiście. Każda poszłaby do łóżka z takim lalusiem jak ty…- Wtrącił się Ruki.
- Lepiej z lalusiem, niż z krasnalem.- Odgryzł się złośliwie.
- Dobra, koniec.- Przerwałam ich kłótnie.- Teraz ty, Ruki.
- W porządku. Nazywam się  Matsumoto Takanori, urodzony pierwszego lutego w Kanagawie.
- Urodziłeś się w lutym?- Upewniłam się zadowolona.
- Tak, a co?
- Też jestem z lutego, tyle, że z szóstego.
- No widzisz, czyli mamy kolejną rzecz, która nas łączy…
- Kolejną?- Wtrącił się Akira, nieco obrażonym tonem.
Ruki zignorował go i mówił dalej.
- Lubię popcorn i dobre filmy. Mam starszego brata, który strasznie mnie wkurza. Kiedyś marzyłem by zostać strażakiem.
-Poważnie?- Zapytałam zdziwiona.- Ja, jak byłam mała to chciałam zostać astronautą i polecieć w kosmos…
- Zobaczyć ufoludki?- Zaśmiał się Uruha, drapiąc się po nosie.
- Tak. Dokładnie, panie Kouyou Takashima. Zawsze marzyłam by poznać jakiegoś fajnego ufoludka.
- Cóż, myślę, że twoje marzenie jednak się spełniło…
Nie rozumiejąc, o co chodzi, spojrzałam na Uruhę zdziwionym wzrokiem. Chłopak puścił do mnie oczko i dokończył.
- Jeden z ufoludków siedzi obok ciebie…
Ruki w jednej chwili chwycił poduszkę, leżącą obok na sofie i cisnął nią w stronę kolegi.
Mój szczery śmiech rozniósł się po całym pokoju.
- Jesteście uroczy!- Powiedziałam w przerwach śmiechu.- To, co, Kai? Może teraz ty? Aoi’ego zostawię sobie na deser…
- W porządku… Nazywam się Tanabe Yutaka, urodzony dwudziestego ósmego października. Jestem perkusistą i liderem The Gazette, ale to chyba wiesz… W wolnych chwilach lubię gotować a moją pasją jest kolekcjonowanie zapalniczek.
- Zapalniczek?- Upewniłam się nieco zaskoczona.
- Każdy ma swoje paranoje…- Mruknął Uruha.
- Te, Takashima! Lepiej dopisz do tej swojej listy jedną, niezwykle ważną cechę…- Powiedziałam czekając na jego reakcję.
- Jaką?
- Złośliwość…
- No wiesz, Ayako! Jak możesz?
- Jak ty możesz, to ja też…- Zadowolona wypięłam mu język.- Skończyłeś, Kai?- Zwróciłam się do chłopaka, a on kiwnął głową.- Aoi, teraz ty!
- Jestem Shiroyama Yuu, urodzony dwudziestego stycznia. Mam dwójkę starszego rodzeństwa, siostrę i brata. Lubię samotność, ale nie jestem anty towarzyski. Po prostu jak każdy cenię sobie ciszę i spokój. Mówiąc KAŻDY pomijam Uruhę. On ma nieźle napierniczone pod kopułą, więc jego to nie dotyczy.
- Aoi! I ty przeciwko mnie?!- Uruha strzelił przysłowiowego focha.
- Powinno być:  „Brutusie! I ty przeciwko mnie?...”- Poprawiłam go automatycznie.
- Brutus to imię dla psa, a Aoi to Aoi…
- Tak właściwie Shiroyama… - Odezwałam się po raz kolejny.
- A jeśli mowa już o psach, to ja muszę się pochwalić, że mam!- Krzyknął Ruki, zawzięcie grzebiąc po kieszeniach.- Mam tu chyba nawet jego zdjęcie! Nazywa się Kakashi i jest niesamowity!
- Kakashi?- Upewniłam się.- Jak Hatake Kakashi z „Naruto”?
- Oglądałaś to? Jest świetne, prawda?
- Ta, doskonałe…- Powiedziałam zaśmiewając się pod nosem. No, bo kto nazwałby psa strachem na wróble?- Ale skąd ci w ogóle przyszło do głowy, żeby psa nazwać „strach na wróble”?
- Głupia sprawa…- Zaczął.- Znalazłem go jak był szczeniakiem. Strasznie długo próbowałem wymyślić mu imię, ale nie potrafiłem wpaść na nic oryginalnego. Pewnego dnia oglądałem „Naruto”, no a mój pies siedział mi na kolanach i też oglądał. Wszystko było fajnie i w ogóle spoko, dopóki nie pojawił się ten ninja, Kakashi. Mojego psa ogarnęła jakaś straszna histeria. W akcie desperacji wskoczył na biuro i posikał się mi na laptopa…
- Poważnie?- Powiedziałam, śmiejąc się wesoło.- W takim razie koniecznie muszę poznać twojego pupila, Kakashiego.
- Nie ma sprawy.-  Odpowiedział, śmiejąc się wesoło.